z cyklu fakty i kity

z cyklu fakty i kity
- Malkontentem trzeba się urodzić - powiedziała dumnie Mirabelka.

wtorek, 31 grudnia 2013

Puk, puk! - Kto tam?

No to puknijmy się szampanem, miłości nigdy zbyt wiele.

Jak wyjdzie nam ta randka, może spotkamy się jeszcze w Nowym Lepszym Roku.


Wszystkiego Lepszego życzy Wam Mirabelka.




sobota, 21 grudnia 2013

W drogę z życzeniami.

Oferty doszły, a jakże. Pomocne rączki wyciągaliście w stronę Mirabelki i jest Wam wdzięczna, jednak sprawy priorytetowe już ogarnięte i lokują się w samochodzie.
W walizkach jeszcze głucho i ciemno, ale przed świtem reszta rzeczy ułoży się przytulona jedna do drugiej. Śpijcie więc dobrze, Mirabelka nie miała sumienia wyciągać Was z łóżek i zaciągać do roboty na drugą zmianę.

Z samego rana miasto zostanie za plecami, opadnie cały ten kurz i pozwoli odetchnąć pełną piersią w nadziei, że gwiazdka zaświeci. Nic to, że śniegu nie ma, Boże Narodzenie się wydarzy, a drzewko rozbłyśnie uśmiechami dzieci i dzieląc chleb na miłość, w jedną całość, przypomnimy sobie co jest ważne.

Kierujcie się sercem i dzielcie uśmiechem, tego Wam życzę i dziękuję, moi Drodzy Czytelnicy, bez Was nie byłoby przecież Mirabelki.

Wysoce prawdopodobne, że Mirabelka będzie musiała wejść na dach Zielonego Domku, by znaleźć się bliżej świata. Ale i bez tych akrobacji, siedząc sobie przy kominku, będzie nadal ciepło myślała o Was.

Do usłyszenia, jak tylko warunki na to pozwolą.

Ogłoszenie o pracę

Ogłoszenie sezonowe

Dynamicznie zabierająca dupę w troki Firma Mirabelkas-Travel z Warszawy, zatrudni żywą pakowaczkę na gwałt. Mile widzianych dwóch przypakowanych mężczyzn, najchętniej małżeństwo, minimum 20 lat doświadczenia. Dodatkowo zatrudni ekipę sprzątającą (na miejscu, nie na wynos), bądź opiekunkę do kota bez nałogów. Praca ciężka i przyjemna w podstarzałym, ale demonicznym zespole.
Oferujemy - jedyną słuszną ścieżkę kariery na jeden dzień, własny kubek na kawę (do jutra nawet czysty), wysokie wynagrodzenie ogrodzenie.
Wymagana - znajomość fachu składacza odzieży bez kantów, dyspozycyjność w godzinach nocnych, trzeźwość ze znajomością języka suahili, obsługa żelazka i komputera na poziomie NASA (obsługą Mżonka zajmuje się Prezesowa osobiście), brak parcia na kasę! Prawo jazdy na czołg.
Typ wykształcenia - brak. Nie musi umieć liczyć pieniędzy.
Interesują nas tylko niepoważne oferty.
Szukającym doświadczenia, przygód i wrażeń - Dziękujemy!
Pretensje niemile widziane.

środa, 18 grudnia 2013

I na tytuł zabrakło weny

Nie będzie początku i końca. O puencie niech zapomną nawet krasnoludki, skoro aktualnie i tak figlują ze Śnieżynką pod stertą sztucznego śniegu. A te wszystkie wkoło dzwoneczki i inne śmety-bzdety co dzwonią na alarm, że już tuż tuż za winklem czai się na Mirabelkę Mikołaj jednak z pustymi do połowy kieszeniami, pozbawiają iluzji. Z mirabelkowych obserwacji wynika, że marketowe sianko dla gryzoni i tak trafi pewnie na świąteczny stół, tylko nie wiedzieć czemu, w promocji nawet opłatek może się opłacić.
Mirabelka więc bawi się w berka z czasem, który nie chce być z gumy i naprzemiennie przeżywa zawał z refluksem. Na szczęście okłady doustne dla ciała, mieszanką magnezu z potasem, okazują się być kojące jak plastry miodu na misiowy brzuszek.
Za oknem szarobura fototapeta, więc obiecany kulig nie wróży atrakcji, poza wizją kolejnego wirującego wsadu do pralki po walce w kisielu z błota. Stając jednak oko w oko z faktami, że coraz bliżej świątecznego wyjazdu do lasu, jest nadal w lesie, dostaje zeza. A, że cisną jej się na usta słowa niemile widziane przez cenzurę w takt komercyjnej kolędy, stara się nie przeginać i udając, że trzyma dzielnie pion, zalicza okresowe odchylenie od blogowej formy.
Mirabelka kaja się, że ostatnio nie serwuje Wam uśmiechu do kawy, ale ma nadzieję, że jeszcze zadrży jej dłoń, albo zakłuje ją w sercu, ale już tylko na zmianę pogody ducha.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Paradoks (z cyklu opowieści dziwnej treści)

Jesień już dawno przekwitła, teraz miliony białej szarańczy uderzały o ziemię oblepiając wszystko w koło, a wiatr wyrywał drzewa i zęby z korzeniami.
Właściwie ostatni normalny bałwan musiałby zwariować, żeby wyrzucić Mirabelkę z domu... tak też myślała, wgapiając się przez szybę okna, do czasu, gdy kochanym jej dziatkom zachciało się naleśników. Ponieważ dzieci swoje bezgranicznie uwielbia, twierdząc, że posiadają tylko jedną, ale podstawową wadę, że chce im się codziennie jeść, zmuszona była spełnić ich życzenie. Ale niewdzięczna lodówka, jak to z niewdzięcznymi lodówkami bywa, zawierała ilości mleka w przeliczeniu na krople i to tylko te do kawy, więc po ilości hurtowe, Mirabelka musiała udać się do sklepu.
Niestety o tej porze, sklepiki przydomowe chodzą już spać i w sklepowych pieleszach ciumkają sobie mleczko prosto z cycowego regału, tak więc Mirabelka zmuszona była udać się do oddalonej o minut parę, jeszcze czynnej Biedronki.
Do takich wyczynów bardzo przydatne zawsze okazywało się auto, postanowiła więc nie zmieniać przyzwyczajeń.
No może przez oblodzenie nawierzchni płaskich-nierównych, auto zaczęło wykazywać chęci zboczenia gdziekolwiek, ale przy zachowaniu należytej czujności, Mirabelce udało się jakoś zmusić je do parcia do przodu. Jednak jak się okazało, nie wszyscy potrafili opanować tę sztukę, bo gdy pokrętna osobowość Śnieżynki... tfu! śnieżycy, postawiła przed Mirabelką, a właściwie oko w oko z jej autem innego uczestnika ruchu, Mirabelka zadrżała na zaworach. Był nawet taki moment, że pomyślała, iż w tym tańcu kryje się jakaś logika, ale był to jedynie moment, gdyż auto napastnika chciało cmoknąć ją w zderzak, a na takie pieszczoty Mirabelka z nikim się nie umawiała. Ponieważ i tak była zablokowana, postanowiła wysiąść z samochodu i przywitać się z najeźdźcą. W tym samym czasie z samochodu naprzeciw wysiadła Lejdi godna okładki jakiegoś kolorowego magazynu.
- Ale ja się spieszę! – ni stąd, ni zowąd wypaliła kobieta - Jestem stewardessą – dodała.
- Taaaa… stewardessą, chyba w Pekaesie - odpowiedziała zaskoczona tym wyznaniem Mirabelka. - Nawet gdyby była pani pilotem Concorda, to przy tej śnieżycy nigdzie już pani nie poleci. Ale może pani z łaski swojej wycofać auto? – Mirabelka powróciła do wątku właściwego.
Na te słowa Lejdi stanęła jak wryta, bezmyślnie zużywając tlen.
- Ale ja nie umiem cofać! – oznajmiła.
- Samochodzik tatusia? Trzymajcie mnie, nie wytrzymam. Blondynka! – rozpękła się Mirabelka, która na chwilę zapomniała, że od jakiegoś czasu walczy o uzyskanie blond odcienia.
- Nie prawda, jestem brunetką – oburzyła się pomówiona Lejdi i na dowód zdjęła martwego lisa z głowy.
- No i co teraz? Zobaczę głębię mądrości? Lepiej niech się pani ubierze, bo się pani od tego śniegu loki rozprostują.
- Ale ja chciałam skręcić w lewo... - rozpoczęła wizję lokalną Lejdi.
- Chyba w prawo? - próbowała nakierować ją Mirabelka.
- Nie, w moje lewo! – uparła się Lejdi. - No i jak skręcałam, to samochód mi uciekł...
- I co, nie mogła go pani dogonić? - Mirabelka zaskoczona teorią lewoskrętu, nie mogła wyjść z podziwu.
- To znaczy nie uciekł, tylko tak jakoś się poślizgnął – sprostowała zeznania Lejdi.
- Chciała pani powiedzieć wpadł w poślizg – podpowiedziała jasnowidząca Mirabelka, obserwując, że obraz nadal śnieży jak w Rubinie.
- O właśnie tak mu się zrobiło – podskoczyła zadowolona z siebie Lejdi.
W momencie, gdy opadała, tuż przed awaryjnym lądowaniem, jej nogi odziane w szpileczki rozjechały się w szpagacie. Dość szybko jednak pozbierała się i zaczęła otrzepywać piórka.
- Czy pani coś piła? – spytała się Mirabelka, nabierając dziwnych podejrzeń.
- Ja nic nie piłam, tylko soczek – odpowiedziała bez zastanowienia Lejdi, ale dość szybko naszło ją na dalsze zwierzenia - no może jedno piwko z koleżankami, ale jedno piwo to nie jest alkohol, prawda? – ściszyła nieco głos.
- Jasne, ale chyba tylko wtedy, gdy przyrządza je Panoramix – odpowiedziała wyprowadzona już z równowagi Mirabelka. - Zanim pani coś jeszcze powie, niech się pani najpierw zastanowi, pomyśli...
Choć z drugiej strony, Mirabelka nie powinna była popadać w przesadny optymizm.

Na całe szczęście w tym momencie jej oczom ukazał się radiowóz, a po chwili wyszedł z niego pękaty policjant dość żwawy w kroku.
- Co tu się dzieje? – zainteresował się policjant – I czemu pani blokuje wyjazd? – skierował swoje pytanie wprost do Lejdi.
- Bo ja... bo ja... no nie wiem – inteligentnie i wyczerpująco odpowiedziała Lejdi.
- A może, by pan zaprosił panią na małe dmuchanko? – zaproponowała policjantowi randkę w ciemno Mirabelka.
Pan policjant zrobił wielkie oczy, ale zlustrował Lejdi od góry do dołu i jakby nabrał rumieńców. A może to śnieg i szaleńczy wiatr sprawił, że ogorzała mu twarz, ale kto by to teraz sprawdzał.
- Panie władzo, pan okaże łaskę – zrobiła dzióbek Lejdi.
Chyba laskę, a może lizak, czy co tam solidny, rasowy policjant trzyma za paskiem w spodniach, pomyślała zdegustowana tym zdarzeniem Mirabelka.
- To ja się oddalę. Raczej nie będę już państwu potrzebna – oznajmiła Mirabelka i obróciła się na pięcie – na pewno pan aspirant sobie z panią świetnie poradzi – i poklepała go po ramieniu odchodząc do samochodu.

- Hmmm, a ja byłam z pieskiem, czy bez pieska? – zaczęła zastanawiać się Mirabelka manewrując obok pary białych gołąbków obsypanych śniegiem, z których jeden dmuchał, za to ten drugi wydawał się nie być wcale dmuchany.
Para buch, koła w ruch. Paradoks zimy?


środa, 4 grudnia 2013

Robótka 2013

Ogrom serdeczności i uśmiechów podziałał na Mirabelkę jak miodek na Kubusia!

A te wszystkie słodkości znalazła TU, no i pierwszy raz nie poszło jej w biodra. Samo zdrowie!



Serducho Mirabelki nadymało się przepełnione radością i z wypiętą piersią (dziewczyny zapewniam, że minimum jeden rozmiar większą, co by nie mówić - Warto!) zakasała rękawy i wzięła się do roboty. Nie mogła przecież odmówić sobie wzięcia udziału w tak pięknej akcji, do której i Was gorąco ZACHĘCAM!!!

Mirabelka z dziatwą poczyniła już pierwsze kroki...robota wre!


Poza kartką z życzeniami, małymi prezencikami, Mirabelka planuje upiec wypasionego Anioła, utuczymy go uśmiechem i miłością.


niedziela, 1 grudnia 2013

Przegrani Skorpiona też mogą być wygrani.

Na wieść, że nawet przegrani konkursowicze otrzymali swoje nagrody, Mirabelka rozejrzała się po linii parapetu.
Gołąb pocztowy, który zatrzymał się na parapecie sąsiadów, kilka pięter wyżej, jednoznacznie wyraził już swoje niezadowolenie z braku zlecenia, robiąc widoczny zrzut nawozu na szybę w oknie. Mirabelka postanowiła więc pognać do skrzynki pocztowej.

Oczywiście mógłby tak właśnie wyglądać scenariusz i mogłaby biec jak kozica pokonując co trzeci schodek, gdyby nie fakt, że manie synów może znacząco przyczynić się do ich wykorzystania.

- Mamo jest list! – machał kopertą Dorastający jak białą flagą, próbując opanować czkawkę płuc – Taki prawdziwy, zaadresowany długopisem – a strużka śliny skapła na znaczek pocztowy, rozmazując pieczęć.

- A może w bankach zabrakło tonera? – wtrącił swoje trzy grosze Mżonek i czmychnął na tron.

- Od pandeMonii z Poznania – wyszeptała drżącym głosem Mirabelka, a wszystko w koło zawirowało jak woda w sedesie.

Otwórz, otwórz! – skandowało młodsze pokolenie, a imię ich czterdzieści i cztery. No może było ich tylko dwóch, ale Młodszy, który znienacka dołączył się do tego szaleństwa, pokrzykiwał tak głośno, że dorobił znaczącą różnicę wyniku.

- Spokojnie już otwieram – ostrze noża przesunęło się po papierze wydając dźwięk kredy prześlizgującej się po tablicy, ogłuszając tym samym zwierzęta, które również zgromadziły się stadnie przy nogach Mirabelki.

- Tam coś jest! – krzyczał podniecony Młodszy podskakując na wysokość mirabelkowych kolan.

- Może kasa? – wyraził swoje zainteresowanie treścią Dorastający.

- Dacie mi wreszcie to w spokoju przeczytać! – warknęła podgryzana w pięty Mirabelka.

Z niedowierzaniem rozchyliła szczękę... tfu! ...rozchyliła uda...(- Opanuj się kobieto! To nie jest komedia romantyczna.)
Więc jeszcze raz!

Z niedowierzaniem rozchyliła kartkę znajdującą się w białej pościeli koperty.
Jak makiem zasiał, były tam czarne literki. Może nie w kwestii głuchej ciszy wylanej na papier, ale rozmiaru czcionki, do odczytania której Mirabelka wzięła w rękę litrowy słoik i przez denko tegoż słoika, zaczęła rozszyfrowywać umieszczone znaki.

Kochanej Mirabelce

Za udział w Konkursie multiUrodzinowym
u Skorpiona w Rosole

pandeMonia

Mirabelko, dostarczasz mi wielu łez ze śmiechu! Dziękuję!

Poznań, listopad 2013

- A co ty tam masz? – zapytał Mżonek i nie czekając na odpowiedź wydarł z rąk Mirabelki kopertę. – Po co ci próbki tapet? No i to, to, to coś ze sznureczkiem.

- To coś ze sznureczkiem powieszę sobie na szyi! – fu(c)knęła na Mżonka Mirabelka i odeszła w siną dal, czyli w drugi kąt pokoju, by w spokoju poryczeć się ze wzruszenia.




Dziewczyno z Poznania - Dziękuję!