z cyklu fakty i kity
poniedziałek, 2 lipca 2018
w deszczu słońca
Zmokłam słońcem, potem rozgrzał mnie wiatr i osuszył deszcz.
Siedzę na schodach przed domem, który będzie i gapię się wprost przed siebie. Policzyłam już pąki lilii, do połowy, bo moje działanie przerwał motyl chaotycznym lotem. Sikorka z pełnym dziobem przyglądała mi się znajomo, by za chwilę zniknąć w budce. Teraz słyszę cudowną symfonię na kilka pisklęcych głosów. Georginia puszy się ponad innymi kwiatami i kiwa na mnie jedynym wielkim pąkiem, jeszcze zbyt wcześnie. Brzozy ubrane w srebro kładą się w objęcia świerków, sosen, a jarzębina uśmiecha się do mnie swoich ust koralem.
Kiczowaty ten koral, ale to pierwsze owoce po dziesieciu latach, doceniam.
Uciekłam.
Tak. Uciekam, by nasłuchiwać jak krety rozgarniają korzenie pod ziemią, jak drozdy drepczą w koło wyjadając z trawy chrząszcze, jak ptaki rozpychają się w gniazdach, w koronach drzew, tuż nad moją głową. I upajam się tą cudowną rozśpiewaną ciszą.
Pies usiadł koło mnie, a gdy podniósł głowę, żeby spojrzeć mi w oczy, szczerze się do mnie uśmiechnął.
Czy na tę chwilę, na ten moment, mogę chcieć więcej?
Mirabelka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Tu byłem - Zenek
(Twój komentarz może wyglądać i tak, ale jeśli nie będzie podpisany, to jak to mamusia mówiła: Z obcymi się nie rozmawia!)