z cyklu fakty i kity

z cyklu fakty i kity
- Malkontentem trzeba się urodzić - powiedziała dumnie Mirabelka.

wtorek, 20 czerwca 2023

Oczy w słup

 Normalnie, Mirabelka nie może wyjść z podziwu, że nie została zepchnięta w odmęty blogspota, za nieużywanie  ten że go.  Uroczy ten tenżen wylazł z gardła Mirabelki ;) Ale że ostatnio mgła myślowa prześladuje ją w słowach to i tak nic z tym nie zrobi. Będzie jak jest! Jakież to asertywne wobec samej siebie. Ta Mirabelka straciła trochę fasonu, ale z wiekiem każdemu przystoi to i jej

No iiiiii co tam u Was ptaszyny? Cicho, głucho, wspólnej kawki nie będzie?


środa, 28 lipca 2021

Wiadomo. Co zrobić.

Mirabelka robi sobie dobrze, czyli robi sobie kawę. 

Wizja kawki na tarasie obudziła ją o szóstej rano i za chabety wyciągnęła z wyra. Psy u stóp, puszyste i miękkie jak papucie, ochronią paluchy przed komarami - pomyślała. Szum drzew, o świcie, przypomni o dodatkowej dawce tlenu, papieros zredukuje nadmiar. Kawa zrobi resztę.  Mmmmmmmm cudownie. 

W lodówce mleka brak. 

No tak, przecież szykując kawę wczoraj do snu, się skończyło. Nie włożyła do lodówki nowego, no trudno, nie komplikujmy sytuacji, będzie ciepłe. Wiadomo. Co zrobić. 

Karton w szafce z pozostałymi czterema kartonami kisił się na ścisk, w tekturowym pudełku. Wiadomo. Skoro kisił to na ścisk, co zrobić. 

Wzięła więc nóż i z rozmachem, acz na ślepo, bo przecież okular został przy książce na łóżku, zaczęła ciąć. Właściwie szarpać, gdyż nóż, od ostrości skalpela dzieliły lata świetlne, a przynajmniej z jedna epoka. Tak zgrabnie i sprytnie jej poszło, że poza pociętym paluchem, co przecież każdemu może się zdarzyć, a Mirabelce to już szczególnie, przecięła jeszcze dwa kartony, bo mleko zaczęło wymiotować jak po śledziu z czekoladą i zapaskudziło cała szafkę. 

Odzysk mleka nastąpił po rewizji dwóch kolejnych szafek w poszukiwaniu słoików. Przyznać trzeba, że pot nie lał się już tylko po czole Mirabelki, ale lał się też i po dupie. 

Sprzątanie kuchni zajęło rok, bo lato minęło i zastało ją chyba nowe. A wiedzieć trzeba, że klimat z roku na rok coraz bardziej się ociepla. Wiadomo. Co zrobić. 

W tej całej akcji, towarzyszyły dzielnie psy, robiąc momentami za mop. 

Rany opatrzone, kuchnia ogarnięta. Powiedzmy, że ogarnięta. Kawa wsypana, wrzątek wlany, mleko ze słoika cieknie cudowną stróżką, już czuć aromat, a kawa...a kawa się waży. Dosłownie waży. I przypomniało się Mirabelce, że szóste mleko, o którym była cisza w tej całej historii, pozyskiwała z tydzień wcześniej w podobny sposób. Czyli cięła sześciopak, po omacku, tępym nożem, a właściwie widelcem, choć może to była łyżka, znaleziona na brudnym talerzyku.  Ale skoro była bliżej niż nóż, wiadomo, trza było wziąć, po co się nadwyrężać i kilometry niepotrzebne robić.Tak więc, w tędy i owędy, musiała nadprogramową dziurkę w pozostałych kartonach zrobić. Ten ocieplający się klimat, o którym dopiero co była mowa, też zrobił swoje. No ale w czym problem, kawę się wyleje, zrobi przecież nową, mleko się wyleje, słoiki umyje...cholera tylko kto sraczkę psów powstrzyma, skoro tak dzielnie robiły za mop?Wiadomo. Co zrobić.

Pst...a tak w ogóle to mleko się chyba warzy, a nie waży. No ale przyznajcie, że waga rzeczy jest, więc niech tak zostanie. 🤣

wtorek, 15 czerwca 2021

Komar w wersji remontowo-budowlanej

Okno zdemontowane stoi na tarasie, a za szybą komar obserwuje Mirabelkę.

 Mirabelka podchodzi bliżej, a komar zaczyna dziubać w szybkę jak opętany z zamiarem doprowadzenia Mirabelki do anemii.

 
- Idiota! - rzekła Mirabelka - Nie obrażając idiotów oczywiście - dodała tłumacząc swoje niestosowne zachowanie, w tych szczególnych okolicznościach przyrody.

 
- Choć są tacy idioci, których chętnie bym obraziła - nie mogła się powstrzymać i zadumała się w swoich statystykach.

 
- Osobiście nie znam, bo za wysokie stołki. A może mówi się progi? Choć stołki rzecz jasna najbardziej na miejscu, choć w tym przypadku właśnie nie na miejscu - i zamotała się zupełnie jak burak w botwinkę.

 
- A tak w ogóle, to przecież wszyscy wiemy o kim mowa. Przecież jedni i drudzy to tacy sami krwiopijcy. Hmmm... nie obrażając teraz komarów. No nie wybrnę z tego - zaśmiała się szczerze szczerzuja, tzn. oczywiście zaśmiała się Mirabelka. 

Choć w tym przypadku nie było jej wcale do śmiechu.

 
Pogoda, dzień wcześniej, dogadała się ze słońcem i tym samym wprowadziła w błąd wszystkich chcących poleżakować na plaży, pojeździć na rowerze i oddać się pieszym wycieczkom. 

Bo dnia następnego, gdy Mirabelka dała się zwieść temu wstrętnemu słońcu i miała właśnie poleżakować przy robocie, gdy ta małpa upstrzona w żółte frędzle, dogadała się z deszczem , że urlop se robi, że ono też chce mieć wolne, pranie musi wstawić, porządki zrobić, gary nie umyte od tygodnia, bo czasu nie miało, albo jakieś inne mniej sensowne tłumaczenia. 

Deszcz na to przystał, bo w dupie miał plany Mirabelki, skoro mu komary obraża. A wszyscy wiemy, że oni od lat są w jakiejś dziwnej komitywie. I gdy tylko Mirabelka stanęła z łomem, by okno jednoskrzydłowe rozwierno-uchylne prawe, zamienić na drzwi balkonowe rozwierno-uchylne lewe, deszcz wziął się ostro do roboty. Oczywiście jeszcze chwilę poczekał, żeby zastać Mirabelkę w pozycji bez wyjścia, czyli z ogromną dziurą w ścianie. I wtedy wziął się i spadł na ziemię z siłą wodospadu jak w reklamie taniej kostki zapachowej do kibla. 

Domek umiejscowiony pod dębem, w którym to Mirabelka postanowiła zrobić niewielką przeróbkę,  może przez ułamek sekundy skorzystał z parasola, by poddać się siłom natury i w miejscu po oderwanej rynnie, czyli na całej południowo-zachodniej części dachu, spłynął wodą wprost na łeb Mirabelki.

 
Przemoczona do szpiku kości, a wiedzieć trzeba, że pod grubą warstwą ukrywa szpik kości, gdyż będąc na keto-diecie, na której wszyscy cudownie zdrowo chudną, to ona sama od lutego, czyli przez ponad trzy miesiące, straciła trzy miesiące.
Tia, no to właściwie wytłumaczyła skąd to zdemontowane okno na tarasie się wzięło, a skąd krew, pot i łzy, to może będzie w następnym odcinku, nawet dopuści się fotorelacji z Zielonego domku pod dębem. Chyba, że wcześniej komar utnie ją w dupę i stwierdzi, że trzeba o tym napisać.

środa, 7 kwietnia 2021

Niedowiary

 Mirabelka naładowana endorfinami po pachy, cieszyła się jak dziecko, aż spęczniała jak Pudzian.  

- Oj widzisz, widzisz? Konik! Dwa koniki! - Mirabelka podskakiwała na miejscu pasażera jak skwarka na patelni.

- Noooo - odparł z entuzjazmem Ignorant.

- No, ale paczaj krówka, łaciata, ooooooj jaka cudna - zapiszczała, składając ręce w amen i przytuliła je do policzka.

- Krowa jak krowa - chrząknął człowiek z innego gatunku niż Mirabelka.

- Ty nic nie rozumiesz - żachnęła się - teraz na wsiach to jest gatunek zagrożony wyginięciem - dopowiedziała doświadczona ekolog.

- No ale sam popatrz, jedziesz, jedziesz, jedziesz i nic. Krowy wcieło. Nie mówię, że teraz, ale w lato już ich na polach nie widać. A tu proszę. Stała sobie, taka piękna, łaciata i zamyślona. - Widzisz! - machnęła gałęzią po oczach - pączki na drzewach, wiiiidzisz? - poszturchiwała to nieczułe bydle Mirabelka, aż wreszcie przeszła w monolog.

Wiosna! Cudownie, wreszcie wiosna. I tak ptaszki ćwierkają sobie. Chciała się spytać czy słyszy, ale po co? Jeszcze by spadła ze swojej górki słitaśności. - No zobacz jakie śliczne! - przykleiła nos do szyby,  a oczy jej rozbłysły jak żabie na widok muchy. 

Słońce przeskakując z drzewa na drzewo, co rusz rozświetlało twarz Mirabelki, a ona piała jak kogut swoim wewnętrznym zachwytem. 

- Bosko! - i odpłynęła zrodzona z fal morskich Afrodyta, tfu Mirabelka.

- A co to? Co to? Co to? - spadła z Olimpu na beton jeszcze szybciej niż się na niego wspięła. 

- Ty widzisz?! - krzyknęła w ucho kierowcy, a ten się zbudził.

- Styropian ktoś szlifuje i zapaskudził całą okolicę - wyjaśniła.

- Oj głupiaś, głupiaś - odpowiedział samozwańczy mędrzec - przecież to śnieg pada.

Zamilkło rozczarowane dziewcze i posmutniało. Przez długi czas płynęli drogą niemi jak uklejki rzeką. 

Aż wreszcie coś znów przykuło jej uwagę. 

- Łabądek! Jaki piękny łabądek! No popatrz - złapała za promień słońca Mirabelka. - Ech wiosna - i znów się rozmarzyła. 

- Czy ty możesz założyć okulary kobieto! Przecież to jakiś wielki śmieć. Worek po gipsie ktoś wyrzucił - zaharczało złe. 

- Tiaaaaa, okulary to ja mam, tylko chyba muszę je przetrzeć, bo nie dowierzam. Ja tam widziałam wiosnę, ale przyszło licho z gromadą niedowiarków i ją pożarło.


W radiu coś zatrzeszczało, beknęło, zacharczało  - Nadchodzi bestia z Islandii - wychrząkał radiowy spiker.


- A nie mówiłam?!




czwartek, 1 kwietnia 2021

1kwietnia

Gdy Mirabelka będąca stałym wyposażeniem kuchni, wzięła się za obróbkę wodnotermiczną ceramiki, stali nierdzewnej i aluminium, zadzwonił telefon.

- Dzień dobry Pani, nazywam się Prima Aprilis i dzwonię z firmy Żarty po pachy
- Dzień dobry, to jakiś żart? - zapytała mocno skonfundowana Mirabelka
- Ależ skądże - odpowiedział Prima Aprilis - chciałem Pani zaproponować
darmowy abonament na Jedynie słuszną telewizję.
- Niech sobie Pan ten abonament włoży w dupę i wystrzeli się w kosmos - odpowiedziała ulotnie - ja nie posiadam telewizora - skłamała.
Bo właśnie w tym momencie, kot wskakując na blat kuchenny, zaliczył podwójny toeloop, potem poczwórny axel i  ześlizgując się z blatu wprost na grzbiet psa, odjeżdżał gdzieś w słońca skwarze w daleką prerię piachu, a dokładnie w kuwetę pełną zasikanego peletu. Mirabelka rzuciła słuchawkę tak zgrabnie i sprytnie, że ta wpadła wprost w morską toń zlewu. Spod piany z Ludwika przez chwilę słychać było, że Pan Prima Aprilis nie zdążył na prom kosmiczny, bo próbował wybulgotać chyba jeszcze jakąś promocję. Gdyby Mirabelka miała przy sobie lasso, a nie jedynie rozciągniętą gumę w dresach, to by niechybnie,  powstrzymała ciąg zdarzeń. No ale nie! Zwyczajnie Nie. To ciąg zdarzeń zepchnął Mirabelkę na nieodpowiednie tory, a właściwie wypchnął ją pomiędzy wałachy na Wielką Pardubicką. Bo gdy rzuciła się galopem jak klacz, no może bardziej kobyła, chcąc uratować sytuację, poślizgnęła się na jedynej plamie z kociego rozbryzgu i  przejeżdzajac jakieś sto metrów na zadzie, w zero koma dwie sekundy znalazła się wprost w kuwecie. I w tem momencie dodać trzeba, że zawartość kuwety to nie jedynie ciecze i ciała lotne. Tam o dziwo, znajdują się ciała stałe, o czym jakąś godzinę wcześniej informowały ciała lotne, ale że Mirabelce nie chciało się dupy ruszyć i wyrzuć dwójki do kibla, wylądowała w jej epicentrum, a właściwie w punkcie na powierzchni skorupy ziemskiej,  położonym w najbliższej odległości nad ogniskiem trzęsienia ziemi, czyli w hipocentrum (dopisek redakcji: gdyby Mirabelka mijała się z prawdą, to pełną definicję można sobie wygooglować). Właściwie już teraz powinien nastąpić jakiś piękny morał, ale w poszukiwaniach sensu trudno znaleźć treść, która popycha cię do pewnych zachowań. Może to że Mirabelka skłamała, że nie posiada telewizora? Może ten gość co się zowie Prima Aprilis? A może trzeba było leżeć i pachnieć, a nie zwalniać z roboty zmywarkę i brać się za analog.
A może, a może, a może? A może zwyczajnie w dniu dzisiejszym powinno być śmiesznie, czego sobie i Państwu życzy Mirabelka.
- Cholera ale mnie dupa boli i co tak śmierdzi? - rzuciła ulotne pytanie Mirabelka, jednak uśmiechając się  przekąsem dodała- czuję zapach gówna, jest dobrze! Nadal wyprzedzam Covida.
:)

poniedziałek, 7 października 2019

Co tam Jak tam

Co tam jak tam?

Bo Mirabelce udało się w końcu zalogować na swojego bloga. Pierwszy sukces od wielu miesięcy, pomijając tonę grzybów z weekendu ;)

Jeśli  nie pożarła muchomora, to jest szansa, że jeszcze kiedyś tu zajrzy. Może to jednak trochę potrwać bo ugrzęzła w liczeniu kropek na kapeluszu.

Kto wie co teraz ma pod swoim?

Niezbadane są kręte ścieżki grafomanii.

Buziole