z cyklu fakty i kity

z cyklu fakty i kity
- Malkontentem trzeba się urodzić - powiedziała dumnie Mirabelka.

piątek, 14 listopada 2014

Koncert na żebrach

Gdy dzień pochylił się ku upadkowi, a noc zaczęła jawić się pełną gębą, państwo MM zaległo w małżeńskim łożu.
Kurz swobodnie, acz z hukiem, opadł na powierzchnie płaskie jak i na te pofałdowane, by móc, już z samego rana, ścielić się gdzie popadnie. Ryczące auta, wyjące karetki i zmotoryzowani dawcy organów, pozostali za roletami okien. Nawet tupot małych stóp stał się nieosiągalny dla uszu, więc prawdopodobnie już od jakiegoś czasu przychówek drzemał po różnych kątach.

Cisza, błoga cisza, wlewała się powoli do uszu i pod powieki małżonków (z czego można wnioskować, że akurat tej nocy, żadnych harców nie planowano). Wtem…

- Słyszysz? – ni stąd, ni zowąd zagaiła gajowa Mirabelka.

- Chrrrrraaaaapu, chrap – odpowiedział zainteresowany Mżonek.

Od małego palca u nogi po samą szyję, wstrząsnął Mirabelką dreszcz, a włosy stanęły dęba (na głowie już stały, więc tym razem nie wzięła ona czynnego udziału w zdarzeniu).

- Co to? – piskliwym głosikiem zacharczała wstrząśnięta i lekko zmieszana Mirabelka.

- Ale, że co? – wdał się w dyskusję przekładający się z boku na bok Mżonek.

- Słyszysz ten chrobot? – wyszeptała Mirabelka i wyciągając ucho na zająca, nastawiła oko na sowę.

- Śpij kobieto! – warknął ssak z gatunku Homo sapiąc.

Ale Mirabelka nie mogła zasnąć, gdyż chrobot przerodził się w coś, jakby stukot.

Dźwięk stawał się coraz bardziej donośny i głęboki jak w Mżonkowym brzuchu po fasoli, ale dobiegał od strony kaloryfera umiejscowionego przy drzwiach balkonowych. Gdy usłyszała przeraźliwy jęk, na kilka sekund zatrzymała akcję serca. Na szczęście, chwilę wcześniej zdążyła ukryć się pod kołdrą.

Nurkowanie swobodne na zatrzymanym oddechu, po minucie, w porywach do dwóch minut, zmusiło Mirabelkę do działania i wyskoczyła spod kołdry jak orka za śledziem. Zaciągając się tlenem wchłonęła przy okazji pół kilograma kurzu z pobliskich mebli. - Będzie mniej sprzątania, w końcu z każdej historii można wyciągnąć jakiś pozytyw - pomyślała.

Hałas jednak nie ustał, a jęki się nasiliły. Mirabelka wpatrując się w kaloryfer próbowała tłumaczyć sobie całe zdarzenie, wdrożonym od miesiąca sezonem grzewczym.

Na drżących jeszcze nogach wstała, podeszła do drzwi balkonowych i zaczęła majstrować przy termostacie kaloryfera.

"Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty swój róg bawoli (...) I zagrał: róg jak wicher, wirowatym dechem zaniósł* w puszczę muzykę i podwoił* echem."

Na nic się zdało potrząsanie wewnętrzną korozją i wyrywanie żeber ze ściany, na nic ten cały wysiłek. Mirabelka zdruzgotana opadła z sił.

W pewnym momencie chrobot ustał i do uszu Mirabelki dobiegł cichutki delikatny dźwięk...

- Miau...

- Ale co to? A kto to? – żachnęła się Mirabelka, w pierwszej chwili nie rozumiejąc znaczenia słowa, które właśnie usłyszała.

- Miau... - odpowiedział głosik prawdopodobnie z zaświatów.

- Miał? – powiedziała na głos. – Aaaaaaaa... Miał! – jorgnęła się w końcu głupkowata Mirabelka i otworzyła drzwi balkonowe.


Żadne zwierzę nie ucierpiało w tym zdarzeniu, gdyż z powodu sukcesywnego wypasania domowego kota, odpowiednia grubość tkanki tłuszczowej nie pozwoliła na jego wychłodzenie.

* na potrzeby dramaturgii, czasoprzestrzeń w cytacie z Koncertu Jankiela XII księgi Pana Tadeusza Adama Mickiewicza, została chwilowo zakrzywiona, za co przepraszam autora.