z cyklu fakty i kity

z cyklu fakty i kity
- Malkontentem trzeba się urodzić - powiedziała dumnie Mirabelka.

wtorek, 28 stycznia 2014

Gęba w ciup.

Zaczęło się dość niewinnie.

Nieprzespana noc, 39 stopni gorączki, żywe ognie w gardle, migdały przemieszczone do uszu, cuchnący oddech bazyliszka, dwie piłeczki tenisowe na szyi. Przełykanie śliny porównywalne z wciąganiem spaghetti z drutu kolczastego, a ruszenie dowolnym członkiem do tortur łamania kołem.
Dlatego też dziarskim krokiem, w kreacji z potliwych dreszczy, Mirabelka odwiedziłam doktora. Dwie godzinki oczekiwania na diagnozę odebrały jej szczątki głosu. Tak więc nie mogła przywitać lekarza z pieśnią na ustach, ale z ropą na migdałach jej się już udało.

- Proszę się odizolować, bo angina ropna jest bardzo zaraźliwa. Penicylina przez 10 dni, minimum tydzień w łóżku – odśpiewał za to doktor, zaglądając do gardła przez szczelinę szczękościsku.

- Ale ja jeszcze wczoraj byłam zdrowa – wyszeptała przez zęby Mirabelka.

- A ja wczoraj byłem piękny i młody – odpowiedział pan doktor licząc zmarszczki u faceta siedzącego w oknie – a Pani się lepiej nie odzywa.

No i gębę jej zamknął doktorek.

Drugi dzień i żadnej poprawy. Gdyby ktoś znał jakiś genialny sposób na pozbycie się bólu z gardła, to wszelakie nawet znachorskie metody są mile widziane.
Woda z sodą, z solą, czosnek, miód, szałwia, siemię lniane, wszelakie pastylki do ssania - o kant dupy potłuc, jedynie lody dają chwilową ulgę gardłu, tylko, że teraz nie tylko szyja, ale i zęby potrzebują szaliczka.

niedziela, 26 stycznia 2014

Tyś to, czy nie Tyś?

Po przeczytaniu tego, z resztą genialnego posta, naszło Mirabelkę na zwierzenia, z serii "Telefoniczne wpadki", to się z Wami podzieli, a co.

- Dzień dobry, dzwonię do Pani z Firmy XYZ Sp. zoologiczna, czy Pani to Pani? - głos w słuchawce napadł na Mirabelkowe zgrabne uszko.

- Tak, ja to ja - odpowiedziała zaskoczona Mirabelka, ostrząc obgryzione już pazury na grubość żyletki.

- To mam dla Pani świetną ofertę... - kontynuował katusze laryngologiczny najeźdźca.

- Oj, przypomniało mi się, że ja to nie ja - przerwała w pół zdania Mirabelka.

- Yyyyyyyyyyyy... - zacięła się Pani i po małych problemach z wymówieniem słowa Yeti - [TRZASK!] - odłożyła słuchawkę.


Jak myślicie? A może ją przypiliło i zaczęła robić kupę?


Ps(t)
Jak widać na załączonym obrazku, Mirabelka zmieniła sobie tuo.
Podoba się?
No, musi się podobać, bo ni jak nie umie wrócić do poprzedniego.

Psyt, psyt
I jeszcze raz zmieniła...

Psyt, psyt, psyt
I jeszcze raz...

piątek, 24 stycznia 2014

Stary niedźwiedź w Mirabelce usnął.

Najdeszła wiekopomna chwila i Mirabelka spięła poślady.
Albo jak kto woli, zacisnęła odbyt do rozmiaru łepka od szpilki. To chyba ma coś z tym wspólnego, że będzie się z niebytu tłumaczyć.
I niech Państwo wią, że przecież teraz mogłaby ociekać blaskiem i kobiecością, a ona się gupio spowiada, nie ma co gadać, docenić trza.

Nie ma jej tu i teraz, bo jest gdzie indziej, w swoim legowisku w przysiadzie i na baczność robi porządki. Ponieważ hacjenda Mirabelki ma spory już przebieg, wymaga dalszej renowacji. W zapędach swoich, Mirabelka posuwa się o krok za daleko, maluje ściany, krzesła, tapiceruje, paczworkuje, szaleje na kilku frontach i w innych wymiarach, na co kręgosłup odpowiada jej szczelaniem, a ona sama zwyczajnie pada wieczorami na pysk.

Życie blogowo-towarzyskie z obitą gębą nie przystoi takiej facjacie, przez co poniekąd legło w gruzach. Przy okazji Mirabelkowa wena zakamuflowała się gdzieś w szafie. Zaiste inni pewnie trzymają tam ciuchy, a jeszcze inni zwłoki starej ciotki, za którą nadal pobierają emeryturę, ale jej słowa goszczą się tam, jak pod pierzyną i ni chu.a nie chcą wyjść na światło dzienne.
Widocznie nie tylko stopy, ale i ręka zastygła gdzieś w biegu i na tej linii poległa jak cegła.

Na tę chwilę, na ten moment, nie umie obiecać co dalej, bo nie ma w zanadrzu żadnego żartu chwytającego za serce. Ale przez pryzmat ostatniej grypy i sraczki, choć jest już zdrowa i nadal dycha… a dodać trzeba, że wszyscy w koło siorbią nosem …to póki ostatni pędzel nie wyschnie, jej akumulator podpięty do pięty, popycha ją do mniej literackiego działania.

Choć jest tu, czyli tam, nie zamyka drzwi na klamkę. Niech swobodnie hula wiatr, to może starzy (metryk nie obrażając) „Znajomi”, w te dni szare jak Biały Jeleń, nie zrzucą jej z kalendarza. Ma jeszcze taką nadzieję. Wybaczycie, ale teraz właśnie to ją wzrusza. Każdy ma swoje ciemne i jasne strony.

Jedyne co może obiecać, to będzie łapczywie nasłuchiwać, tylko na tę okoliczność, wcale nie chce jej się gadać.

Sen z powiek spędza jej atrapa kominka, no i zjadłaby sporą porcję klusek leniwych, takich z bułeczką na masełku, aaaa no i tylko czasem zastanawia się, przy ilu stopniach na minusie może zamarznąć piekło, a może nad anielską rozpiętością skrzydeł? Kto by to teraz spamiętał, w taki ziąb nawet niedźwiedź ma prawo się pomylić.

czwartek, 16 stycznia 2014

Widoki z judasza.

Buty pijane od deszczu, na balkonie wrzosy pościnał mróz…

W międzyczasie, a może kilka dni wcześniej czy później, Mżonek rozstrzelał Mirabelkę w drzwiach i na progu złożył propozycję nieznoszącą sprzeciwu.

- Jak się czujesz kochanie?

- Strategicznie nieużyteczna – odpowiedziała zaczepnie Mirabelka, kontynuując zaleganie na dowolnym meblu.

- Tak sobie pomyślałem, że skoro ścian w przedpokoju nie da się oddać na szrot, można by przemalować.

I tymi słowy Mżonek aktywował akcję pod kryptonimem Rekonwalescencja.

- Którą ze stóp Twoich mam pierwszą całować? – rzuciła dla niepoznaki Mirabelka powłócząc pędzlem jeden krok w przód dwa w tył.

No, ale skoro zdążyła wypaść grypie spod ogona i to wprost pod pędzel, to nic w przyrodzie nie ginie.
Z mejkapem z doskonałej obojętności i białą kredką w oku ze wzruszeniem przebrała się w beksę. A mogła spróbować i wszystko zamaskować urokiem osobistym, a może credo kredą.

Wreszcie zima wrzuciła odpowiedni kolor. Teraz dokonując rozpoznania odbija się w lustrze jak w ścianie.

czwartek, 9 stycznia 2014

Intruz.

I po coś tu przyszła, Zarazo jedna! Ktoś Cię tu prosił?
Dobrze wiesz, że rzygam na Twój widok, a Ty rozsiadłaś się jak paniusia na tronie, zadowolona z siebie. Po kolei posadziłaś wszystkich na kolanach jak ciocia z Hameryki. No ileż tak można siedzieć ludziom na łbie, na żołądku. Wszyscy mamy cię dość, mdli nas Twoja obecność.
A i Mżonkowi nie odpuściłaś, pojechałaś za nim, aż do Krakowa. Jak można tak poniewierać ludźmi? I jeszcze wróciłaś, ze zdwojoną siłą, no kto to słyszał? Przecież mogłaś zostać ze smokiem, jego też pali zgaga, ale Ty, Nieeeee! Nie chcesz być jedynie atrakcją turystyczną, Ty musisz wkleić się w trzewia.
Poszłabyś już w cholerę zadufana zołzo! I przestań ciurkać do Wisły, nie nabiorę się na Twoje łzy.
Paszła won, wstrętna grypo żołądkowo-jelitowa!


poniedziałek, 6 stycznia 2014

Depresja kopciuszka

Mirabelka co rano gimnastykuje nozdrza, by po chwili odchrząknąć spory kłaczek zmontowany z sosnowych trocin i kurzu. Sąsiedzi w tym czasie wydzwaniają do Administracji celem zawezwania hydraulika, bądź innego specjalisty, który będzie potrafił zaparzyć herbatę z dodatkiem gorącej wody wprost z bulgocących kaloryferów.

Mirabelka spojrzała w lustro i skanując zmętniałe spojrzenie próbowała nieudolnie obudzić błysk w oku.

- Motyla noga, olaboga, biceps komara - warknęła dokładnie coś w tym stylu, gdyż nie odważyła się sama zacytować – Oj Mżonku, Mżonku, przybądź czem prędzej! - Mirabelka, z przyklejonym czołem do lustra, wzywała posiłki.

- Co się stało kochanie? – głos Mżonka przybył na ratunek natychmiast, tj. jakieś pięć minut przed nim samym.

Gdy powłoka cielesna Mżonka dogoniła wydarte z gardła zatroskane dźwięki, na nowo połączył się jego rozsypany łańcuch DNA. Wtedy powstało coś, co było całkiem bliskie obrazowi ludzkiemu, a i niedalekie od postawy goryla. Mirabelka zanurzając nos w kubku z kawą, zasiadła na karnym porcelanowym jeżyku i doznała rozszczelnienia zaworów twarzoczaszki. Wanna wezbrała omijając liczniki, a w słonej wodzie zalęgły się ziemniaki na obiad.

- Czy ty widzisz jakie ja mam sińce pod oczami? – Mirabelka nie tracąc optymizmu wycelowała palcem wskazującym pod oko, dokładnie w miejsce przecięcia się wału przeciwpowodziowego z nurtem łzawej rzeki.

- No, ale o co ho? – zdezorientowany Mżonek oparł się o framugę analizując różne opcje wyciągnięcia omszałego dinozaura z depresji. – Chodzi ci o te sine wory pod oczami, czy zmarszczki? – spytał z delikatnością i gracją znaną tylko sobie – Ale przecież wiesz, że i tak Cię kocham.

To zaskakujące wyznanie obudziło wszystkie okoliczne kopciuszki, które rzuciły się w stronę swoich wybawców, by móc zaobserwować ewentualny ruch rycerskich warg. Mirabelka szczerze wzruszona odzyskała blask.

Nie będzie depresja pluła jej w twarz.

piątek, 3 stycznia 2014

Kolejne urodziny gratów.

Można by przypuszczać, że Mirabelka wyszła pewnego dnia po bułki i zapomniała drogi powrotnej na bloga. Jednak po oględzinach oszukiwarek internetowych i kilku przypadkowych mniej trafnych diagnozach, z porzuceniem komputera włącznie, postawiła na chwilowe opętanie.
W tym błogim, leniwym i poświątecznym czasie, w obliczu wszechogarniającej szczęśliwości tłumów, chwilę przed godziną W (wu jak walka, weterynarz, wenerolog, Wergiliusz…) Mirabelka postanowiła przeprowadzić mały relaksujący remoncik komódek. A, że odbyło się to bez większego echa, szlifowała bezkarnie mebelki w garażu.
Po wstępnej robocie, porządnie już odpylona, nie zapominając o swoich wiernych Czytaczach, zdążyła się jeszcze puknąć (ech, ta bąbelkowa rozwiązłość!) Tak więc jeśli zlokalizował ktoś jedynie trociny pomiędzy zębami, to Mirabelka się pod tym nie podpisuje. Musicie wziąć winę na siebie, gdyż prawdopodobnie zaliczyliście w tym sylwestrowym amoku, poalkoholowy upadek niski z ryciem paneli włącznie. Co by nie mówić, za trzeźwą głowę i może tylko mniej trzeźwy umysł w danej wzniosłej dla innych chwili, Mirabelka Sylwestrowi Wielkiemu MMXIV bardzo dziękuje. Teraz bieląc meble celem dalszego toku odnowienia, osiąga idealny efekt postarzenia z tendencją w stronę starych gratów. Spora jest nawet szansa, że jutro odbije się to dość mocno i na jej metryce. A ponieważ lokalne walki nadal trwają i słychać jeszcze nieprzypadkowe strzały, Mirabelka po nałożeniu na mebel kolejnej warstwy lakieru, moczy pędzel i przykuca sobie cichutko z Wiesiem vel Viruskiem za sedesem wsłuchując się w kojący szum wody.
Niech nikogo nie zmyli ten wzniosły fakt jutrzejszych, czterdziestopierwszych Mirabelkowych urodzin. Nie będzie przecież moczyć pędzli w sedesie.