z cyklu fakty i kity

z cyklu fakty i kity
- Malkontentem trzeba się urodzić - powiedziała dumnie Mirabelka.

sobota, 30 marca 2013

bądź my

Biega mi po głowie zapach paleniska, tylko jeszcze nie umiem napalić w kaloryferze, to pewnie sztuka wyższych lotów. Uświadamiam sobie, że ciepło, takie miękkie, dolatuje jednak z kuchni, więc tam znajduję swoją grzędę, to też i tam dzisiaj siędę.

Rozbieram cebulę warstwa po warstwie, by dokopać się do sedna.
Gotuję jajka i wyławiam z wody po łupinach te najbardziej brązowe.
I one o wiele bardziej smakują, ułożę je razem z barankiem i bukszpanem.

Dostaję też propozycję pięknych życzeń wyśpiewywanych a capella od Pana Esemesa za jedyne sześćpięćdziesiąt i nie chodzi o to, że żałuję grosza, tylko obawiam się tych uroczych w rym ułożonych słów. Kurcze, a moje zawsze jakieś takie nieporadne i nawarstwione, najlepiej wychodzi mi Wszystkiego Najlepszego … a w miejsce kropek mogę dośpiewać falsetem - Alleluja!

Do żyjmy do Świąt i pilnujmy tej ciepłej atmosfery, żeby nie odleciała potem jak chińskie lampiony, za kolejną śnieżną górę.
Wypełnijmy formy treścią, za mnie częściowo zrobiła to Babcia Najświętsza produkując piękną drożdżową babę.
W relacjach związków międzyludzkich polecam życzliwość. Nauczmy się razem kochać i być. Po prostu.

Bez jadu

Przeglądam albumy ze zdjęciami i przekładam fotki plasterek po plasterku.

Szczęśliwa gładko uśmiechnięta twarz, z podniesioną powieką i błyskiem w oku, ciekawa życia, pełna nadziei.
Każdy kolejny pstryk odsłaniał coraz więcej zagnieceń i wątpliwości, tak jakby prawdziwy obraz został uwięziony tylko na starych fotografiach.

Podchodzę do lustra i nie zgadzam się z tym co widzę. Nie teraz, jeszcze nie!
Przecież jest we mnie ta iskra nadziei.

Wysycham.

- Zwierciadełko powiedz przecie... albo nic nie mów. Nie kłam!
Ja swoje wiem.

czwartek, 28 marca 2013

Pobawisz się?

- Widzicie ją?

Nie widzicie? To wytnijcie sobie z tego obrazka wszystko nieskazitelnie białe i to skażone uryną również, odkręćcie termometr do góry nogami, patrzcie jedynie w niebo, Ona tam jest. Za chmurką z mojej lewej, a z Waszej prawej strony. Raz dwa trzy Baba Jaga patrzy.
- Na chusteczkę haftowaną, co się tak gapisz pod nogi! Głowa w górę! Przyjrzyj się dobrze. I przestań luzować ten szalik, nie chcesz wyglądać jak kretyn, dostosuj się.
I nie becz już, przecież to tylko taka zabawa w ciepło-zimno, a stary niedźwiedź niech sobie śpi.

To tu to tam

Państwo MM udali się do supermarketu po paszę dla bydląt na święta.
Sklep, jak zwykle w tym okresie bywa, pękał w szwach życzliwych i serdecznych sprzedawców oraz jeszcze milszych kupujących.
Zaopatrzeni w pojazd czterokołowy kratkowany w wersji ful wypas, z jedynym na początek jak im się wydawało mankamentem - radia brak, (bo o to akurat, zapewne w kwestii zapomnienia nie zatroszczył się Supermario Boss Sklepowy) wkroczyli pewnie na salony.
Po paru metrach, okazało się, że ich rydwan jest troszkę wystraszony, bo jako dwukółka zaczął się dość mocno telepać na nierównościach i wydawać dziwne jęki na przemian z odgłosami popiskiwania, zupełnie jak Mirabelka na fotelu dentystycznym, na którym stara się raczej bez środków przymusu nie siadać.
Żeby poprawić komfort przyszłego leżakowania, przecież świątecznych jakże istotnych dla życia i zdrowia rodzinnych zakupów, Mżonek przy pomocy zalegających w kieszeniach śrubek i nakrętek, rozpoczął daleko idące prace modernizacyjne. No może nie była to autoryzowana naprawa w serwisie, ale skutek się liczył.
Na swojej drodze napotkali opętany tłum, który w tej istnej stajni Augiasza przebierał porzucony bez składu i ładu towar zalegający po podłodze i regałach. A ponieważ ruchy Mirabelki bywają przeważnie dziwnie skoordynowane, nie była w stanie ominąć czyhającej na jej drodze pułapki w postaci pięciokilowej paczki kociego żwiru. Już prawie straciła przyczepność, ale osiągając dość niski pułap udało jej się w ostatniej chwili uchwycić szczebelka wózka i z całej sytuacji wybrnąć z godnością, diagnozując u siebie jedynie przemieszczenie trzech żeber do kolan i okolicznych kręgów, z nadwyrężeniem wątroby włącznie. Mżonek uciszył kilku rechoczących gapiów za pomocą perswazji słownej, jednego co głośniejszego był nawet gotów uciszyć za pomocą rękoczynów, ale ten zdążył uciec i schować się za regałem z nabiałem.
Najsampierw skierowali swoje kończyny w kierunku działu z padliną. Powarkując i śliniąc się dopadli do lady działu dla mięsożernych, troszkę zalatującego jak skarpety w stanie zajadłej nieświeżości i po tygodniowym zaleganiu pod łóżkiem Dorastającego. Ale mięsiwa wydawały się lśnić i odbijać jakieś niebiańskie światło, choć można było podejrzewać, że zostały poddane procesowi maskowania nieświeżości, co zapewne, poprzez wcześniejszy na ich temat ślinotok, może na przyszłość uruchomić proces powstawania zajadów.
Mżonek za aprobatą Mirabelki wyczytywał kolejno pozycje produktów pochodzenia zwierzęcego i na każde zadane pytanie o obecność towaru, uzyskiwał odpowiedź – Chwilowo brak! A to co było, nie było w stanie zaspokoić ich jakże wysublimowanych apetytów. Prawdopodobnie prosiak, którym byli zainteresowani, taplał się jeszcze w chlewiku dbając o swoją i przyszłych kupujących otyłość fizyczną, a Mirabelki otyłość umysłową.
Po uzyskaniu, jakże satysfakcjonujących inaczej, wszystkich odpowiedzi, nastała krępująca cisza, aż do momentu, jak to zrozpaczony Mżonek zaczął tłuc głową o ladę, gdyż dotarło do niego, iż minuty przeznaczone na zakupy ma dziś i tylko dziś. Nie wzbudził jednak ni krzty litości w sprzedawczyni oraz w żadnym stacjonującym w kolejce kliencie. Za to przypadkowy klient po nich, wydawał się nader szczęśliwy, bo udało mu się zakupić utłuczone na miejscu, bardzo cieniusieńkie cztery kotlety schabowe.
Dynamicznie opuścili dział mięsny, choć Mżonek troszkę może chwiejnym krokiem i przemieścili się w stronę działu wysokoprocentowego.
Zacumowali pod stoiskiem z winami, ponieważ Mirabeka nie wyobraża sobie, by jej bigos nie skąpał się w butelczynie czerwonego wytrawnego. I tu się zaczęły istne męki Tantala. Po półgodzinnym czytaniu etykiet w obcych językach z uruchomieniem translatora w telefonie włącznie, kolejnym półgodzinnym podziwianiu klarowności i barwności trunków, ustawili się do kasy z napisem Alkohole. Pierwsze piętnaście minut zajęci byli rozmową, kolejne piętnaście minut po wyczerpaniu wszystkich tematów do konwersacji gapili się przed siebie, trochę w bok, a Mżonek z racji wykonywanego zawodu, zaczął nawet obliczać nie wyciągając miarki rzutem na oko, długość linii freonowych i średnicę rur wentylacyjnych. Kolejne piętnaście minut czarowali ladę celem zmaterializowania Pani Nieobecnej Sprzedającej, a przez kolejne minuty rozpatrywali obalenie wina czerwonego, wyjątkowo wytrawnego, na miejscu.
W odgłosach złorzeczeń z ich strony i w momencie podjętych wysiłków odkorkowania wina śrubokrętem kieszonkowym, wyłonił się zza skrzynek bodyguard pilnujący szkła, oznajmiając, że haracz za trunki mogą uiścić w dowolnej kasie w tymże sklepie.
Skonsultowani o maniu wszystkich towarów zastępczych, udali się do kasy.
Mirabelka w kolejce do kasy pozostawiła zdezolowany kręgosłup, by móc z okrzykiem świątecznego Alleluja zatowarować się w domu.

środa, 27 marca 2013

A szu!

Mirabelka wczorajszy wieczór tokowała.
Z teorii: „taniec godowy wykonywany podczas toków ma za zadanie zachęcić samice i odstraszyć samców”, a ona nigdy nie uczęszczała na żadne lekcje tańca. Posiada dwie lewe nogi i nie ma zamiaru nikogo odstraszać, tym bardziej samców, a nawet wręcz przeciwnie. No chyba, że bezwiednie odstrasza, ale to już może być wina charakteru, ostatecznie aparycji.
W praktyce chciała jedynie rzygnąć sobie tak tylko od serca. Może nie wypada mówić tak kobiecie po czterdziestce, ale nie zawsze ładne słówka są mniej chwiejne i na miejscu. Państwo wybaczą, a nawet nie muszą, bo i tak rozlała to, w notce wcześniej. Teraz nie uroni już ani kropelki z tego swojego Tokaja.

- To co robi dobrze na kaca, Państwo wią? To jej przekażę.

Oczekując na specyfik wbijemy sobie z Mżonkiem gola w bramkę San Marino.

wtorek, 26 marca 2013

Celownik (komu, czemu?)

Ręka w górę, komu, czemu to w ogóle potrzebne?
A tłumek gapiów, czytaczy znaczy - Paszła won! Nie truj nam dupy! – zaskandował.
No i czemu mi żal? Przecież zamiast pisać nocą, mogłabym uruchomić cały szereg czynności niezbędnych dla dobrego samopoczucia. Doczytać w końcu książkę, zawieszoną na stronie 155 tuż przed obrazkiem, nad którym ciągle myślę i nie umiem się ustosunkować, nadrobić kilka zaległych filmów koniecznie z lektorem i bez dubbingu, odpisać na maile, szczególnie na te wszystkie łańcuszki, które bojkotuję od lat i powiedzieć co o tym myślę, oderwać Mżonka od wieczornej fify, posadzić przed sobą, dla konieczności nawet związać i wyrzucić wszystko co leży mi na sercu, żołądku, ewentualnie i na innych organach, posiedzieć przy dzieciach i spod śpiących powiek wyciągnąć te wszystkie niezadane pytania i spróbować na nie odpowiedzieć, póki jeszcze mam czas, nawet jeśli nie pora, wyspać się do odleżyn i obudzić pewnego słonecznego dnia późną wiosną.
Przecież takich jak ja, zaplątanych w sieć goniących myśli pół żartem, całkiem serio są nie tylko tysiące. A ci, którzy potrafią bawić się słowem piszą już książki, a nie zajmują się jakimś tam niszowym blogiem.
Wystawiając się na strzał, odnoszę ciągłe wrażenie, że tak jak w życiu, mogę znów oberwać jedynie rykoszetem, zapełnić jakieś tam blogowe statystyki niemymi osobami, których nie poznam i które nie chcą mnie poznać, bo po co.
Właściwie czemu zawsze liczymy na to, że dla nas też ktoś przewidział celujący strzał w dziesiątkę?

poniedziałek, 25 marca 2013

Tak że tak…

A może, przez to, że nie znajduję odzewu, przestaje mnie już bawić takie pisanie. Zaczną mnie teraz cieszyć jedynie idealnie pomalowane paznokcie w miarę całe.

Nasłuchiwałam głosów i zapętliły mi się myśli. Może by to wszystko jakoś poukładać?

To pewnie robota dla specjalisty, ja nie spróbuję.

niedziela, 24 marca 2013

nim stanie się tak

Przygotowania do świąt czas zacząć…

- Kochanie, gdzie położyłeś pudełko z bombkami?

- W koszyku z barankiem i palemką.

- Ok, to ja ubiorę choinkę, a potem porzucamy się jajkami!

Piękną mamy zimę tej wiosny.


sobota, 23 marca 2013

No logic

Ósma rano, a ja nabieram się na słońce. Zwykła ściema, zmarzły mi palce, pod paznokciami śnieg. Młodszy po pierwszej spowiedzi jakiś taki lżejszy, podskakiwał wracając do domu.
Wstawiam wodę na kawę i nie mam ochoty na więcej, może tylko mule w winie, a chłopaki pizzę. Wiatr zwolnił, zwolniły też samochody, zwalniam się ja.
Kelnerka pozbiera po nas wszystkie okruchy.



piątek, 22 marca 2013

nie grzesz

Ostatnio z Młodszym komunistom zawzięcie układamy się krzyżem. Teraz na ten przykład na witrażu rachowanie sumienia.

- Mamo a Ty masz jakieś grzechy? – podpytuje Młodszy, by wyłapać coś interesującego i dopisać do swojej dwudziestostronicowej pustej jeszcze listy.

- Całe mnóstwo – odpowiadam i mam świadomość, że już raczej się nie wybielę.

- No ale zdradź mi jakiś, nikomu nie powiem – ciągnie za język z ołówkiem w gotowości.

- Zjadłam w tajemnicy przed Wami gorzką czekoladę – bez zająknięcia, wyjawiam swój grzech główny.

- Gorzką? Tylko te słodkie rzeczy się liczą! – zrezygnowany odłożył ołówek.

Mądrość mojego syna bije go na głowę.



A teraz żart z Internetu:

"Archeologom udało się całkowicie odszyfrować napis na płytach darowanych Mojżeszowi. Okazało się, że przykazanie było tylko jedno:
Nie z czasownikami pisze się osobno.
Na przykład: nie zabijaj, nie kradnij, nie cudzołóż, itd.
"

środa, 20 marca 2013

dżinks z to ni(c)kiem

Ponieważ Najświętsza ma wyjątkowo wprawne oko do zakupów, posiada też silne fluidy relaksacyjne, no i jeszcze jak się okazało kieszonkowy centymetr, Mirabelka postanowiła zaciągnąć ją do sklepu w celu poprawienia własnego wątpliwego jak do tej pory imidżu. Zlikwidowała więc książeczkę oszczędnościową, wytłukła świnki nielatów, zastawiła mieszkanie i upłynniła Kermita. Wyrwała z życia Babci Najświętszej jakieś trzy godziny, ze dwie godziny z tego spędziły w przymierzalni, gdzie Mirabelka naciągnęła na siebie cały asortyment. Mierzeniu portek nie było końca. Ale jak się ma uda jak dwie kolumny Zygmunta nie mogło być prościej. Była już skłonna prawie upchać lewą nogę w obie, ale że prawie robi jakąś różnicę, poszło w odwieszenie. A jednak udało się i w kwestii odchandryczenia oraz przygotowań do świątecznego ogarniturowania, zakupiła sobie krótki szary żakiecik, dwie bluzeczki i pozyskała w końcu trzy pary dżinksów. Jedne prawie Wrangler, drugie w kropki, a trzecie zielone. Ona wie, że Dzień Świętego Patryka już był, ale wiosna nadal przed nią, nie było wyjścia. Do tego trzewik w dwupaku, a skórka z samych wnętrzności czupakabry, taki na obcasie, by się optycznie wyszczuplić, być może nawet upodobnić. Miła Pani wybiła dwudziestocyfrową kwotę na skrzynce płaczu, efekt uzyskała natychmiastowo, bo zeszkliły się oczy Mirabelce. Ale, że Mirabelka skojarzyła, że z pierwszym dniem wiosny ma spory rabacik, co prawda leżący jeszcze nadal w domu, utargowała z Miłą, zaplombowanie zakupów i na nick Mirabel, odzyskanie w dniu jutrzejszym dóbr prawie już osobistych.
I jakby co, Mżonek też wysłuchuje opowieści o nader wydojnych zakupach.
Zrobiła mu drinka i do tej pory jakoś trzyma się dzielnie.

No dobra, pora zacząć odcinać kupony!

wtorek, 19 marca 2013

Drastycznie

Po obejrzeniu kilku odcinków doktorka Hałsa stwierdzam, iż mam wszystkie te choróbska medialne. A może zeżarłam coś nieświeżego? Eee tam, prawdopodobnie zbyt długo moczyłam nóżki w tej przesolonej zupie z ch(ł)odnika.

W temacie jedzenia, to ja kategorycznie zaprzestaję diet, bo mi zwyczajnie dupa marznie. Wytłumaczenie dobre jak każde inne. No cóż, dupa nigdy nie była sucha i widocznie nie może być sucha. W kwestii odchudzania wynik pozostaje na plus, niestety w kilogramach, bo na minus to u mnie tylko kieszeń i termometr, nie waga.

Ważą się losy zimy. Mam swoją teorię, że ta kostucha-zima, ukatrupiła wiosnę. Ja tego nie pochwalam, a nawet pogrążam się nieustannie w żałobie.

Za to Mżonek szczęśliwie dobił setki. Wbrew pozorom jak na setkę na karku albo i w innych partiach brzucha, to pewnie nie jest imponujący wynik, ale całkiem nieźle się trzyma. Choć on wydaje się sobie niekontent. Bo kto powiedział, że przy wzroście prawie dwóch metrów, ma się akurat rozciągać wzdłuż? W końcu z każdym kolejnym kilogramem mogę mieć Mżonka więcej. Jedyna szkoda, że nie przekłada się to na więcej w domu.

A poza domem, to pani Logopeda donosi, że Młodszy zaprzestał współpracy. I że jak nam się nie podoba, to możemy jej powiedzieć adieu! Że niby boczy się na nią i focha. eR gra, ale jedynie gdzieś w głębi. Grzebała mu po kieszeniach? Adieu to akurat potrafi powiedzieć, gorzej by mu wyszło Stara Krowo. Ja umiem, ale nie powiem! Nie będę się pchała przed szereg, poczekam na intuicję Młodszego, tą kolorową.

Co do kolorowej, to na okładce Gali Magda Gessler trzyma na rękach maleńką świnkę i dla całej sympatii jaką mam dla pani Madzi, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że za chwilę wrzuci ją do pieca.

Z takiego pieca wieje mi chłodem.

poniedziałek, 18 marca 2013

Jeszcze przez chwilę dobranoc

Pamiętasz? To w twoim brzuchu uwiły gniazdo bociany.
Choć nie bolało jak wtedy, gdy pouciekały rechocząc żaby
na skraj koca w kratę, gdzie goniec zabijał wieżę (po raz pierwszy).

Ściskając próżnię pomiędzy palcami (ogarniałeś) kilka miejsc
równocześnie. Po wszystkich przeciw przyspieszałam
stawiając przecinek – zmyśliłeś się przezroczyście.

Parapet sam się rozbija o szybę, tylko czasem milknie na chwilę,
szukasz wygodnego miejsca. – A cisza? Może kiedyś ją przełknę.
I uwikłam się w lampce wina ćwicząc do celu poduszką
- tak na wypadek wojny, potem możemy już spać spokojnie.

niedziela, 17 marca 2013

Dress code

Nie ma to jak z rana obejrzeć zaradną Perfekcyjną, a potem cały dzień szlifować te wszystkie szpargały i inne duperszmity.

Wieczór mnie zastał w pidżamie. Doskonale się rozumiemy.

A wszystko w jej rękach

Mżonkowe gałki oczne odbijały się z lewa na prawo i odwrotnie, a członki sztywniały z przerażenia, gdyż widok jaki go napotkał odciął dopływ krwi do poszczególnych partii jego ciała. A w ramkach tego obrazka co go Mżonek zobaczył, miotała się jak trawiona przez stado piranii Mirabelka, rozdzierając szaty na sobie i zalewając się łzami – wtajemniczonym, wykluczając z wtajemniczenia Mżonka, przyznać się muszę, że dopiero szykowała klimat, albo robiła podkład, jak kto woli.
Osłabiona tym nadmiernym jak na nią wysiłkiem fizycznym, zaległa w finale na podłodze w kłębach sierści i kurzu.
- Co Ci się stało? – wyszeptał Mżonek, by zbyt głośnym tembrem głosu nie wzbudzić w Mirabelce kolejnego ataku konwulsji.
W końcu na stojaka, czy na leżąco, widok telepiącej się Mirabelki, może być jadnakowoż przykry dla oka.
– Mogę ci jakoś pomóc? – ponowił pytanie zatroskany Mżonek.
I tych właśnie słów oczekiwała ta podstępna, zdradziecka, chytra hydra.
- Czy ty widzisz jak ja wyglądam? – wyjątkowo trzeźwo, jak na jeszcze świeże zwłoki, zadała Mżonkowi pytanie Mirabelka.
Mżonek żachnął się niezdecydowaniem, ale podając jej dłoń, z samego dna postawił ją do pionu.
Robiąc krok w tył zeskanował całą powierzchnię dokładnie. Skan takiego obszaru zajął mu około godziny, ale nadal nie bardzo wiedział na czym dokładnie swój wzrok zawiesić, by przy okazji błędnego wyboru, znów nie doprowadzić Mirabelki do szaleńczych występów.
Na szczęście, choć jednak z pewnym zaskoczeniem dla niego, nadeszła niespodziewana podpowiedź. A właściwie zadyndała partia dwóch dłoni Mirabelkowych przed jego oczami jak wahadło ze starego zegara. Można więc było ograniczyć skan do tych wijących się dłoni, które to niebezpiecznie zbliżały się do jego oczu i za chwilę Mżonek poprzez rozmazanie obrazu mógł stracić z nimi bezpośredni kontakt.
Trzeba się ustosunkować, zanim wydłubie mi tymi paluchami oczy, pomyślał Mżonek i wysnuł teorię na temat wysublimowanego aksamitu piękna jej dłoni. Nie trafił.
- Nie filozofuj – przerwała mu Mirabelka – Nie widzisz, że moje dłonie wyglądają jak chore uschłe drzewo, a lakier odłazi z paznokci połaciami po minucie od malowania.
Nadal nie widział.
- No jak te tynki co odlazły od ściany, jak Ci murarze spieprzyli robotę na budowie – dla sprecyzowania do fonii podrzuciła i wizję.
Dopiero te zwizualizowane argumenty przemówiły do Mżonka, bo mruknął coś sam do siebie, prawdopodobnie było to w geście utożsamienia się w bólu z Mirabelką.
Zadzwonił telefon.
To Babcia Najświętsza umawiała się na wysokościowe prace przy użyciu piły spalinowej.
- Co będziecie wycinać? – spytała zaciekawiona Mirabelka wyrwana tym telefonem z obłędu.
- Te suche krzaki w ogródku przy ogrodzeniu. To chyba mirabelki – sprostował Mżonek.
Tego wieczora nie powróciła już do tematu, a następnego dnia malowała paznokcie najdroższym krwistoczerwonym lakierem jaki znalazł i przyniósł do Mirabelkowej jaskini Mżonek.

Jeszcze nie wiem jak wpłynie na Mirabelkę ta łikendowa wycinka w pień jej sióstr i braci, ale prawdopodobnie będzie musiała zmyć do żywego te zbrukane czerwienią pazury.
Najchętniej jednak umyłaby od tego ręce.

sobota, 16 marca 2013

Palące słońce

Dorastający na legalnych wagarach. Tak pięknie słońce łaskotało go w pięty, nie miałam sumienia wypuszczać go z domu. Psy w komitywie, wypchnęły kota z jedynej jasnej plamy na dywanie, kotu pozostało wkleić się zamiast kwiatka w parapet. Otwieram okno na oścież, oddychamy słońcem.
A wiosna robi te swoje aniołki w śniegu i mnie to zupełnie nie cieszy. Pewnie wstałam zbyt późno, a może akurat nie tą prawą nogą? I co?
I to, że przyszło jej na myśl sypnąć śniegiem pod nogi dla żartu, a to już przesada. Niech rzuci kamieniem, bo albo ona, albo ja. Przestałam jej ufać.
No chyba, że za wszystko odpowiedzialne są hormony.

- Chce mi się palić!


piątek, 15 marca 2013

esemesy sresy

Dostałam dziś sms-a od Jasnowidza, Jasnowidzki - płeć nieokreślona, cytuję: „Ta wiadomość może być zbyt szokująca. Dotyczy osoby, która jest Ci bardzo bliska. Czy na pewno chcesz poznać prawdę? Jeśli tak to wyślij PRAWDA na7340/za3,69zl”

...jeśli nie, zrób kupę, spakuj w folię bąbelkową, odeślij pocztą!


Czy komukolwiek mówiłam, że chcę cokolwiek wiedzieć na pewno? Czy mam potrzebę zaplątania się w sieć niedorzecznych wróżb? Co za idiota wymyśla te teksty i po co? Czemu to służy i jaką naiwność chcą wyrwać z ludzi, za jaką cenę i w jakich esemesowych bankach to złożą?

Mówię NIE! Nie nie nie, nie odpiszę! Moje nie, nie będzie za 3,69 złotego.

Ni ch**a!


nie rym w tym

W grafiku Mirabelki przymiarki alby z Elby, albo innego zakładu krawieckiego zaistniały. Na dwa dni wcześniej logistyczno-strategicznie wszystko ustaliła.

Młodszego z pościeli nie sposób ruszać, więc najsampierw Mirabelka samotnie galopem pod salę numer 5 w Parafii tutejszej przybieży. W tym czasie Dorastający przypilnuje zasmarkańca, co by się flegmą nie udusił. Następnie Mirabelka zaliczkę uiści i wydrze wdzianko z rąk krawca. Biegusiem do dom wróci, szatę na Młodszym ułoży, dopasuje, na wstecznym obróci. Szpilki na fastrygę zamieni, ewentualnie różnicę z rezerw federalnych dopłaci i szczęśliwsza o albę komunijną dla Młodszego, powróci na swój zbrukany gorączką kawałek podłogi. Plan idealny.

Ale w tej zabawie, prawie.

Mirabelka do kościoła przed czasem wbiegła, krzyżem przed Madonną padła, grzechy, troski zrzuciła, o litość i zdrowie prosiła, za wszystko serdecznie podziękowała. Podniosła się natchniona, pozycja pierwsza ustalona.
Krawiec się spóźniał z zamiarem, ona spokojnie czekała, cierpliwość jest cnotą nie darem, tam gdzie przysiadła została.

Tłumek matków i ojców z dziatkami zaczął się zbierać, siostra Filipina drzwi mogła otwierać.
- Proszę pani, proszę pana, ta pani tak ładnie ubrana...

Za Mirabelką paniusia w szpileczkach - Mirabelka w trampeczkach. Paniusi łydka jak struna napięta - jej nieco spięta. Na powiekach paniusi cienie z różu - jej cienie pod oczami, z decupażu. Małolat synalek zaprezentował balet. Paniusia rozochocona - Mirabelka zmęczona. No i jak przyszło co do czego, zanim Mirabelka z kolan wstała, paniusia pierwsza się wdarła, ona za drzwiami została.

A teraz powiedzcie sami, czy lepiej być kurą w królestwie, czy królową w kurestwie?

Jedynie alba układa się bosko.

wtorek, 12 marca 2013

Grubymi nićmi szyte

Namieszałam, nagniotłam, nakroiłam i jeszcze mi się upiekło.



Jeśli wydaje Wam się, że mogły sobie tak leżeć i pachnieć, to się GRUBO mylicie.

Zapach cynamonowych ciastek ulatnia się z domu.

poniedziałek, 11 marca 2013

Spółka ZOO

- Woda ciurka, wymiana głowicy nic nie dała, trzeba będzie jednak wymienić cały kran – Mirabelka wije się w koło Mżonka nakreślając istniejący już od tygodnia problem.

- Można mocniej dokręcać – odpowiada bez zająknięcia Mżonek, choć wydaje dusić się zarzucaną pętlą na swoją muskularną szyję.

- Ale dzieciaki nie mają siły robić tego mocniej – w roli adwokata machnęła swoją togą przed jego oczami, a żabot podkreślił tylko kolor jej zielonych oczu.

- To ty dokręcaj, nie będzie Ci siurkać! – bezkarnie zażartował Mżonek M.

- Mi? A czy to ja przeciekam? – właściwie przez moment miała wrażenie, że za chwilę faktycznie się zleje.

- Ok, ok, czemu się sadzisz – czołgiem na swoje tory powrócił Mżonek.

- Ja się nie sadzę, ja się za chwilę rozsieję – wylazła z okopów uzbrojona po zęby Mirabelka.

- Oj, zrobię co trzeba, jak będę wolny – i nawet nie spostrzegł kiedy oberwał w plecy.

- Właściwie to ja cię zupełnie nie rozumiem – z sali sądowej, prosto na front, każdy może się zgubić.

Mirabelka zaczyna tłumaczenie od nowa.

- Leje się woda, dzieciaki nie dokręcają, bo nie mają siły, nawet ja kręcę przez ręcznik.

No ludzie, przecież Mirabelka nie będzie biegać za chłopakami, dopytywać czy nie naszło ich na sikanie, albo na większa kupę, ani nocników rozstawiać, żeby omijali z daleka łazienkę.

- No ale kiedy wymienisz? – zapytowuje Mirabelka.

Cisza - zadąsał się Mżonek.

- Kiedy będziesz wolny?

I mija sto stron pustego dialogu, w którym padają pytania i padają na pysk niesatysfakcjonujące Mirabelkę odpowiedzi.

- A kiedy będę wolny, to jeszcze nie wiem...?

- Jak się zdenerwuję to za chwilę i ja będę wolna! – przez chwilę Mirabelka stała z łopatą i zakopywała zwłoki Mżonka w zmarzniętej ziemi.

- W poniedziałek wyjeżdżam. Jak wrócę zrobię Ci ten kran, zrobię Nam kran, znaczy wymienię Sobie kran - zadowolony z błyskotliwych odpowiedzi, jak z trampka strzelił, politycznie odpowiedział Mżonek.

- To może wpisz mnie i kran w grafik! – gapi się pustym wzrokiem i obtupuje zabłocone kapcie Mirabelka.

- Jeszcze nie wiem kiedy wrócę – i cała zabawa rozpoczyna się jakby od nowa.

- Znów zaczynasz? – teraz Mirabelka chowa swoją łysą głowę głębiej w ramiona.

- Niczego nie zaczynam! – przestraszył się rozpaczliwego tonu Mżonek.

- To Ty sam robisz ze mnie upierdliwą żonę – do tego tonu dołączyło się siorbanie nosem.

- Oj koooootku. Nie jesteś upierdliwą żoną – stara się, choć nie przekonuje Mirabelki.

- Tylko tak mówisz, a i tak zostawiasz mnie samą. Ja myślałam, że pobędziesz trochę w domu i porobimy coś razem – Mirabelka wyciska jednorazową chusteczkę higieniczną do ponownego użycia.

- Razem będziemy wymieniać kran? – ręce Mżonka zaczynają zwisać poniżej kolan.

- Jak ty nic nie rozumiesz! – gruchnęła o ziemię Mirabelka.

- Wrócę to pogadamy – na swoje drzewo powrócił Mżonek.

Nie wiem jak Wy, ale ja myślę, że faceci są jednak od innej małpy.

niedziela, 10 marca 2013

Na przegrzanych zwojach

Zima trzyma się mocniej i zahacza niefortunnie o weekend. Mirabelka przykłada nos do szyby i już na wstępie policzkuje ją aura.

Na podwórku małe pingwinki ślizgają się na swoich krótkich nóżkach próbując dojechać do śmietnika, co sprawniejszy nurkuje wprost do, wyciągając zmrożoną rybkę. Za zapleczem pizzerii przykryty resztkami z talerzy przysypia skulony niedźwiedź polarny. Psie zaprzęgi lawetują samochody z parkingu, wywożąc lokatorów w odmęty śnieżycy. Kilku śmiałków, którzy odważyli się wyjść na spacer, zawierucha zmiata w najbliższą zaspę.

Mirabelka zaklęła pod nosem i osadziła tyłek na kaloryferze. Wygrzewa się teraz razem z Młodszym w temperaturze 38 stopni i dojeżdża wiosnę na paracetamolu, aspirynie i antybiotykach.

piątek, 8 marca 2013

być kobietą

Wiatr zbereźnik gwizdał dziś za mną całą drogę, pan Tomek z żuka pełnego warzyw był jeszcze milszy niż zwykle, pani w Aptece uśmiechała się od ucha do ucha i dostałam żółte tulipany z gratisem Kocham Cię, coś być w tym musi.


czwartek, 7 marca 2013

...

...

każdego dnia przeglądała się w oknie
chłód szyby nie gasił cierpienia w końcu
pokochała czekanie i już nie miała pretensji
krzywe lustro tkwi we mnie mówiła

okiem pawim rozbierała z niedoskonałości
okrywała firaną poszarpanych niedomówień
krzyk w dłonie szczelnie chowała
w zamkniętych próbując odnaleźć przestrzeń

tylko czasem jednym palcem z wykutą obręczą
mając wątpliwą pewność sprawdzała czy nie znikniesz
z ciekawością wygrzebując cząstkę ciebie
wiedziałeś jak głęboko zalazłeś za skórę

nie potrafiłeś zrozumieć że żelazko ma duszę
gdy rozżalona prasowała codzienność

środa, 6 marca 2013

plotę

W obliczu kolejnego rozgorączkowania Młodszego, a teraz i mojego, zaplatam rzemyki w warkoczyki, taka igraszka mnie naszła. Owinę potem nadgarstki, bo mi się łamią w przegubach.

- Umiecie robić takie nic z ułańską fantazją?
Może zacznę udzielać lekcji, pięć dych za godzinę, będzie na likarstwa.

Cholera wie, czy się nie nabawię teraz zakwasów w kciukach?

- Czy to się leczy?

wtorek, 5 marca 2013

Ta zniewaga krwi wymaga

Przyszłam tu dziś, podzielić się z Wami historią współczesną, która to działa się tego dnia co mnie nie było i jeszcze w konsekwencjach dnia następnego.
A więc, powracając do wątku, któren rzuciłam niewyjaśnion (od tyłu zacznę) i powiem, żem śmy z tej wojny gimnazjalnej wyszli cali i zdrowi, zachowawszy szczątki dumy nadal na wysokim poziomie.

A teraz jednak do początku wrócę, bo od tyłu to jakoś zbytnio się spinam.


Dorastający ma we klasie taką Ostrobicz (z imienia nadanego przez jej matkę postaram się jej nie ruszać, mam dla niej swoje), co matka owej jest we szkole figurą Woźną. Tym właśnie stanowiskiem przyczynia się mocno do promocji swej córy do następnej klasy, bo nic nie wskazuje jakoby miały być jakieś inne przesłanki.
Ta Ostrobicz, co ja o niej właśnie wspomniałam, w klasie mojego syna jest według niej samej samozwańczą królową. Rozstawia dziatki wszelkimi dostępnymi groźbami karalnymi po kątach i te wszystkie dziatki boją się tego kata przeokrutnie i nie ma na nią bata.
Do czasu! Bo trafiła Ostrobicz na Dorastającego prywatną pannę - Angelę nie Merkel, co wyparzoną jak się okazało ma też buzię i konflikt powstał niemały. A że Dorastający jest człowiek charakteru, (po mamusi swojej to ma jak mniemam), to za panną stawił się murem. No ale Ostrobicz ma konkubenta w trzeciej klasie, co już powinien być w drugiej liceum i tylko wzrostem i masą tam do tego liceum mógłby pasować. Dodam też, że do postrachu, królowa samozwańcza ma jeszcze dwóch braci, co jeden jest bardziej złośliwy od drugiego (historia lubi zataczać koła) i jeszcze trzeciego, no i ona im, znaczy Dorastającemu i Angeli nie Merkel, pokaże gdzie raki zimują. Dziewczyna w temacie zimy widocznie nadal się obraca, bo w ogóle nie zauważyła pierwszych symptomów wiosny.
Gdy syn z prywatną panną, ze szkoły wychodził, w kniejach przy ruczaju darmowy łomot otrzymał od sympatycznego konkubenta tej co ja o niej.
Dzieci moje jednak pouczone nie zostawać z krzywdą własną i innych sam na sam, doniosły Mżonkowi i mnie o zaistniałej sytuacji i nadmieniły, że Ostrobicz z siebie zadowolona szykuje im pod szkołą kolejną taką interesującą atrakcję.
I tu się mocno koleżanka (phi) zdziwiła, bo pod szkołą, czekał ojciec Angeli nie Merkel i dwóch ojców Dorastającego, w tym jeden prawie chrzestny, gabarytów naszego Pudziana kochanego. I gdy konkubent Ostrobicz, chciał przejść do dzieła pod szkołą w poklasku swej laski, zdziwił się okrutnie. Bo zanim ręcami ruszył, napadł na niego Mżonek, za gardło złapał, serce wyrwał, resztę wypatroszył i podeptał. Dwóch pozostałych ojców do rozumu odpowiednim słownictwem również przemówiło, zaznaczając, że mieszkają opodal i będą mieć teren na lornetkę.
Pan dozorca zmiótł potem kilkanaście pokruszonych zębów, w tym jeden całkowicie wybity, pomiędzy niedokładnie wygrabione wilgotne od histerycznego płaczu liście dębu.
Mżonek nie omieszkał odwiedzić również panią Pedagog, historię kryminalną opowiedzieć, nie przyznać się do naruszenia dóbr cielesnych i wymusić podpisanie cyrografu, że Dorastający i Angela nie Merkal są nietykalni. Tak otrzymali stosowny immunitet.
A konkubent sam Ostrobicz opierdzielił, że w taki rynsztok go pchnęła.



Czytających, za sceny drastyczne, serdecznie przepraszam.

Nerwica Gimnazjum

Dementując pewne pogłoski, z demencją proszę tematu nie łączyć, choć gdyby się mocniej zastanowić coś być w tym może... więc dementując wieści z kraju i ze świata, co by Mirabelka miała spaść z drzewa i oddalić się pospiesznie w nieznanym kierunku pozostawiając Was samych sobie, donoszę, iż nadal nie przekroczyła Rubikonu i zwisa sobie z tego swojego drzewa górnolotnie, czyli nie z głową w dół, a z głową dumnie w górze.

Choć prawdopodobne jest, że z sytuacji toczących się w koło jej Śliweczmości, wynikać może, iż podnosi jej się właśnie poziom cukrów prostych i tych złożonych.
Ale tym czasem w wolnych chwilach, których na lekarstwo, popija tą swoją czarno-białą kawę w proporcjach 2/3 czarnego, dla regulacji stresu i ciśnienia.

A co by nie używać słów ulicznych, których znaczenia nie zna i poznać nie chce, no chyba, że podeprze się pantomimą, no ale na blogu nie sprosta, przypomina najeźdźcom, że jest rogatym Koziorożcem, a róg wcale nie jest w liczbie solo. Chce też podkreślić, że jeśli zamierza ktoś jeszcze skakać do Dorastającego, to niech wie, z kim zadziera, bo nie podda się bez walki i będzie jak Tommy Lee Jones w Ściganym.

niedziela, 3 marca 2013

Strachy na lachy

Meteorolodzy straszyli, straszyli, że zima na ten weekend wróci i znów zwali swoją białą kupę na barki wiosny i na nasze plecy, śniegu oczywiście, przygniatając nas jeszcze bardziej do ziemi. I dupa! Wystraszeni zachłannie połykaliśmy słońce. Teraz co prawda nasze łakomstwo zaczyna skraplać się nosem glut fte glut wefte, no ale co z tego, to czym wsiąkamy zostaje już nasze. Naładowani rozsiewamy się.

Nie chcę i ja Was straszyć, ale mam teraz w sobie film (bo nie na miejscu byłoby powiedzieć, że mam ten film za sobą) Bestie z południowych krain reżyseria i scenariusz Benh Zeitlin.

Dramat społeczny i jeszcze więcej interpretacji poza tym marginesem. W zderzeniu kilku światów również tego magicznego udało się opowiedzieć historię bez patosu - sztuka. Brudny brutalny realizm i magia. Świat rzeczywisty i wyobraźnia.
- Mnie porwał, czy Was porwie? – bo nie wiem.

sobota, 2 marca 2013

za szkiełkiem w terenie

Szukaliśmy Wiosny na terenach Puszczy Kamienieckiej, a było to tak ...




...coś mi się wydaje, że zamieniając palto na kufajkę dopiero stopniuje nam napięcie.

piątek, 1 marca 2013

Nikto ne je doma

- Nie wychodzę z nory - oznajmiła Mirabelka wszem, czyli sobie, wyprawiwszy wcześniej dziatwę do szkoły, a Mżonka do pracy, by ponownie zagrzebać się w barłogu.
I jak to zawsze bywa u Mirabelki, werbalizacja marzeń wyłapana w eterze ściąga na siebie destrukcyjne fluidy, by po kilku sekundach nastąpił wyraźny odzew sił nieczystych.
- Dzyń, dzyń! - dzwonek do drzwi spowodował rozdziawienie mord psich i typowe dla kota najeżenie sierści.
- Mowy nie ma! – w odwecie najeżyła też sierść Mirabelka.
Szybkim ruchem i typowym dla siebie wdziękiem, pacnęła odbiornikiem o podłogę uciszając tym samym radiowego cyborga zaplątanego w jakiś zupełnie niedorzeczny wywiad.
Za drzwiami przecież mógł stać komornik, wyposażony w lawetę, albo sąsiadka Irenka potrzebująca natentychmiast pomocy i ratunku, bo korki wysiadły i w sraczu ciemności egipskie, bądź sąsiadka Stenia z gazetką odzianą w wieści o końcu świata, lub jakaś inna zabłąkana duszyczka potrzebująca wylać żałość własną na serce Mirabelki, pogrążając ją potem w depresji ogromnej, gdzie jedynym sensownym wyjściem pozostałoby jej podcięcie sobie żył, a może listonosz z plikiem blankietów do zapłacenia na wczoraj, a może nawet z milionem dolarów spadkowych pomyłkowo wysłanym na adres hacjendy MM.
Tak więc było wysoce prawdopodobne, że każda minuta oddalała teraz Mirabelkę od niepojętego bogactwa.
Po jakimś kwadransie, dzyńdzynienia na okrągło, odgłos dzwonka odszedł spode drzwi w nieznanym kierunku, a oszroniona klamka, na której nie doszło do ocieplenia stosunków zaczęła parować.
W oddali słychać było jedynie ciche pojękiwania prawdopodobnie zdziczałych już zwierząt, by w następstwie zapanowała głucha cisza jak w mordę strzelił, albo makiem zasiał. Zakiełkowały wnioski pozostawione do wy(ja)śnienia.
Tym razem się wywinęła.