Mirabelka robi sobie dobrze, czyli robi sobie kawę.
Wizja kawki na tarasie obudziła ją o szóstej rano i za chabety wyciągnęła z wyra. Psy u stóp, puszyste i miękkie jak papucie, ochronią paluchy przed komarami - pomyślała. Szum drzew, o świcie, przypomni o dodatkowej dawce tlenu, papieros zredukuje nadmiar. Kawa zrobi resztę. Mmmmmmmm cudownie.
W lodówce mleka brak.
No tak, przecież szykując kawę wczoraj do snu, się skończyło. Nie włożyła do lodówki nowego, no trudno, nie komplikujmy sytuacji, będzie ciepłe. Wiadomo. Co zrobić.
Karton w szafce z pozostałymi czterema kartonami kisił się na ścisk, w tekturowym pudełku. Wiadomo. Skoro kisił to na ścisk, co zrobić.
Wzięła więc nóż i z rozmachem, acz na ślepo, bo przecież okular został przy książce na łóżku, zaczęła ciąć. Właściwie szarpać, gdyż nóż, od ostrości skalpela dzieliły lata świetlne, a przynajmniej z jedna epoka. Tak zgrabnie i sprytnie jej poszło, że poza pociętym paluchem, co przecież każdemu może się zdarzyć, a Mirabelce to już szczególnie, przecięła jeszcze dwa kartony, bo mleko zaczęło wymiotować jak po śledziu z czekoladą i zapaskudziło cała szafkę.
Odzysk mleka nastąpił po rewizji dwóch kolejnych szafek w poszukiwaniu słoików. Przyznać trzeba, że pot nie lał się już tylko po czole Mirabelki, ale lał się też i po dupie.
Sprzątanie kuchni zajęło rok, bo lato minęło i zastało ją chyba nowe. A wiedzieć trzeba, że klimat z roku na rok coraz bardziej się ociepla. Wiadomo. Co zrobić.
W tej całej akcji, towarzyszyły dzielnie psy, robiąc momentami za mop.
Rany opatrzone, kuchnia ogarnięta. Powiedzmy, że ogarnięta. Kawa wsypana, wrzątek wlany, mleko ze słoika cieknie cudowną stróżką, już czuć aromat, a kawa...a kawa się waży. Dosłownie waży. I przypomniało się Mirabelce, że szóste mleko, o którym była cisza w tej całej historii, pozyskiwała z tydzień wcześniej w podobny sposób. Czyli cięła sześciopak, po omacku, tępym nożem, a właściwie widelcem, choć może to była łyżka, znaleziona na brudnym talerzyku. Ale skoro była bliżej niż nóż, wiadomo, trza było wziąć, po co się nadwyrężać i kilometry niepotrzebne robić.Tak więc, w tędy i owędy, musiała nadprogramową dziurkę w pozostałych kartonach zrobić. Ten ocieplający się klimat, o którym dopiero co była mowa, też zrobił swoje. No ale w czym problem, kawę się wyleje, zrobi przecież nową, mleko się wyleje, słoiki umyje...cholera tylko kto sraczkę psów powstrzyma, skoro tak dzielnie robiły za mop?Wiadomo. Co zrobić.
Pst...a tak w ogóle to mleko się chyba warzy, a nie waży. No ale przyznajcie, że waga rzeczy jest, więc niech tak zostanie. 🤣