Dziadek Jaś przybieżył na nasz adres domowy, na wiele godzin przed odlotem na szpitalne salony. W piątek w Poradni leczenia zaburzeń snu i oddechu, będzie się wysypiał pod okiem ślicznych pielęgniarek. Nie wiem jak to zniesie, ale oby mu się z wrażenia nie pogorszyło.
A, że szpital mamy rzut piłką mniej lub bardziej palantową, można spróbować też kamieniem, albo beretem, ale to już chyba wyższy poziom wtajemniczenia, to się dziadka przypilnuje.
Ale najpierw trzeba było zadbać o dotlenione kolorowe sny w domowych pieleszach. Tak więc Dorastający z wrodzonej grzeczności swoje nowiutkie łóżko użyczył, a sam na polówce zalega.
-Ale teraz panie dzieju te polówki to zupełnie inna historia. Składają się takowe z dość wyrafinowanych elementów takich jak: materacyk pikowany deseń nieokreślony, dechy z jakiegoś stupięćdziesięcioośmioletniego bambusa masujące kręgosłup, a może i dupsko, żadna tam lipa, pełen wypas, zero sprężynek.
Ale ja właśnie o tych wyprodukowanych w czasach antycznych i o te sprężynki mi biega, bo robiły kiedyś na mnie największe wrażenie. No może ten khaki brezencik o specyficznym zapaszku już mniej, ale polówka w tym wydaniu to było dopiero coś, jak mydełko Fa z Pewexu, albo ściankoregał z innej lewej ręki.
Za młodu udawało się czasem na wproszonych wyjazdach po rodzinie, nocami dawać po sprężynach, ale raczej to rzadkość była. Z wrodzoną gościnnością, oddawali na pohybel swoje umiłowane tapczaniki, no i oczywiście nie znając litości i ku mojemu brakowi uznania.
No ale po co to wszystko? No właśnie w tym rzecz, że jako szczenię nie mogłam być w posiadaniu trampoliny, bo takowych zwyczajnie w asortymentach nie było.
Teraz to rodziciele zakupują takie sprzęta próbując wystrzelić swoje dziatki w kosmos przy najbliższej nadarzającej się okazji i to jeszcze ku uciesze tych dziatek.
Może i były wówczas pewne problemy techniczne, ale pragnęłam ogromnie wykorzystać ową zmyślną konstrukcję, by wystrzelić się z delta-v i pogłaskać Łajkę, bo jeszcze wtedy nie wiedziałam, że Kudriawka tego lotu nie przeżyła. No i z odpowiednią trajektorią lotu wrócić na kolację do domu.
Może wystarczy już tego nudzenia?
Ja niestety bądź stety, polówkę znam tylko z opowieści. Tych do łóżka, przed snem. Jestem z pokolenia śpiworów i karimat. Zastanawia mnie, ile straciłam. ;)
OdpowiedzUsuńI widzisz, a ja dostęp miałam, ale i mnie zastanawia ile straciłam, bo w końcu nie udało się nigdzie wystrzelić. ;)
UsuńOkazji nie było, cy cuś?
Dzieci zawsze mają podobne marzenia. Mój Maks kocha w Karwii najbardziej ikeowską polówkę, nie namówisz go na kanapę i już! Ja będąc dzieckiem miałam największą radość ze spania na dmuchanym materacu - to były szczyty wolności i niezwykłości - pachniało gumą i wakacjami!
OdpowiedzUsuńPany Janowi życzę cudownych i zdrowych snów pod okiem fachowców i powrotu do pełnego zdrowia dzięki ich mądrości!
A ja myślałam, że byłam wyjątkowa. No i jak z tym żyć? :)
UsuńA dziadek Jaś dziękuje za życzenia! :)
Tylko, że teraz muszę się tłumaczyć, skąd to ta Pani wie, że on będzie pielęgniarki podrywał?! :)))