Szósta trzydzieści i budzik wygłosił znienawidzoną przez domowników poranną przemowę. W innej sytuacji doprowadziłoby to Mirabelkę do pozycji na baczność, w obecnej wzbudziło jedynie struny głosowe i zmusiło do pokrzykiwania z pozycji wyrka.
- Wstawajcie! Pobudka! – przebiła ścianę nośną do dziecięcego pokoju.
Zabieg ten wykonała nad uchem Mżonka, co spowodowało u niego natychmiastowe wyziębienie organizmu i owinięcie się szczelnie w kołdrę.
Brak reakcji zwrotnej zza ściany zmusił Mirabelkę do powtórzenia znienawidzonej przez domowników kwestii.
- Wstawajcie chłopaki, bo robi się późno! – uściśliła nawoływania.
Kot nie otwierając oczu uniósł głowę, po czym samoistnie głowa opadła na pozycję wyjściową, Virus zalegający jedyną zdrową nogę Mirabelki przeciągnął się i mruknął coś w psim narzeczu. Do leciwej już Kamy dźwięk nie dotarł, zupełnie jak do chłopaków za ścianą, w każdym razie Mirabelka nie odnotowała u wymienionych żadnych większych oznak poruszenia.
Nie mogąc pozwolić sobie na kłopotliwe milczenie, zmieniła taktykę budzenia.
- Musisz ich budzić!- rozpoczęła kolejny atak zanurzając głowę pod kołdrę i wbijając szpilę w ucho Mżonka.
- Jeszcze chwila, zaraz wstanę – stłamszony głos współlokatora przedostał się przez barierę z poduszek zdradzając pewne postępy w mirabelkowym ukłuciu.
Z pozoru naiwna dyskusja, a właściwie zabawa w hasło-odzew trwała już przeszło godzinę, by w finale podnieś całą trójkę na nogi, zaliczyć wyjście z psami, spakować kanapki i stanąć w drzwiach w czasie idealnym doniespóźnieniasię do szkoły, a wszystko pod czujnym okiem dyrygującej Mirabelki.
- I co? Zdążyłem! – odetchnął Mżonek rzucając dumne spojrzenie na zalegającego w ciepłym wyrku dyrygenta.
- Spóźnisz się chłopie! – zacharczała jasnowidząca wiedźma.
I tymi mirabelkowymi słowy nastąpił zwrot akcji spod drzwi.
- Muszę do łazienki! – opowiedział się Dorastający.
- A ja chcę kupę! – wyjąkał Młodszy.
I rozpoczął się szturm na łazienkę.
- I Wy Brutusy przeciwko mnie? – na szafkę w przedpokoju opadł przegrany Mżonek.
- Mówiłam, że się spóźnicie – jedną kroplą satysfakcji, ale i szczerą łzą zwątpienia przechyliła szalę Mirabelka.
- No ale kto mógł wiedzieć, że kret u bram? – próbował ratować się Mżonek.
Nie wiem skąd, ale matki wiedzą takie rzeczy.
Hehehe, uśmiałam się do łez:D:D
OdpowiedzUsuńKażda uśmiechnięta łza nie jest zła! :)
Usuń:)) Dobre :)... Tylko po co ty ich wyganiasz, gdy już przecież koniec szkoły? A wagary? :P ;)...
OdpowiedzUsuńOj oj, nie taki znowu koniec, to w maju było...na wagary za pozwoleniem mamusi, pozwalamy sobie teraz, po radzie pedagogicznej.
Usuń...szczególnie gdy Dorastający donosi, że w klasie były wczoraj tłumy, czyli całe trzy osoby.
Osobiście myślę, że nie do końca całe, bo jedna z tego prawdopodobnie i tak głową w chmurach.
:) :D