Babcia Najświętsza ulepiła ponad dwieście pierogów, teraz części z nich nadaje złoty kolor. Rybka ubrała się w panierkę, a śledzie schowały pod pierzynkę.
Dziadek Jaś, w tylko przez siebie rozumianej malignie, konsekwentnie zasiedla kanapę.
Młodszy skreślił 365 dni bezpowrotnie i nastał dla niego dzień X.
Po minie widać, że próbuje wywęszyć Mikołaja.
(ha, a Mikołaj przewidujący, zmienia skarpety co rano.)
Dorastający jakiś taki niewzruszony i zwyczajnie mu to lotto.
Mżonkowi zaś przydałby się reset. Ale kombinacja Ctrl + Alt + Delete jeszcze na niego nie działa. Ten typ wiecznie z głową w pracy.
Do kolacji powinien wywalić się już z roboty na zbity pysk.
Zwierzaki zalegają pod kominkiem, pozostawiając swoje nosy w gotowości.
A Mirabelka o krok od doniosłej chwili, podjada pierogi Babci Najświętszej.
- Zostawisz coś na kolację?
Zupełnie nie rozumiem skąd ten niepokój?
To chyba u każdego tak gorąco. U mnie w domku szpital, chore wnuki i na placu boju zostaję sama.
OdpowiedzUsuńNa szczęście w pobliżu mety rodzinka dołącza do wyczynów kulinarnych i mogę to wszystko ogarnąć logistycznie. Hurra, udało się. Ostatni pierożek ulepiony, opłatek przełamany, jesteśmy razem...na szczęście...nikogo nie brakuje, prócz tych którzy odeszli..buziaczki-Jola W.
Dzielna Jola, nie miałam wątpliwości, że sobie poradzisz. Zdrowia dla bliskich i dla Ciebie masę wytrwałości.
UsuńDzięki skarbie, jak u Ciebie ciepło. Twoi bliscy mają szczęście. Wiedzą o tym ?
OdpowiedzUsuńSerdeczności-Jola W.
To ja mam szczęście. Buziaki
Usuń