Zapadając w siebie zbiegamy po linii żeber, nawet szczelnie okryci wsiąkamy powoli. Krępujemy w szczeblach dziwaczny teatr, uparcie wstukując sen/s pod paznokcie.
Z elegancją przetaczamy światło, w niepełnym okrążeniu przeciągając ramiona na swoją stronę.
- Wytnij wersy na udach i naucz mnie czytać z zagnieceń.
- Przecież i tak dobijesz do środka, a ja na dobre zamaluję się w tobie i domknę w sękach skóry. To tam wyciera się ruch.
- Tylko jedno załamanie światła i znów nad ranem przeprowadzisz defensywę.
- Potem ułożymy to w miłość.
Poetycko, zmysłowo, intymnie... Zamykam bezszelestnie drzwi i odchodzę na paluszkach.
OdpowiedzUsuńna bosaka? a pedikiur był? ;)
OdpowiedzUsuńCiiii...nie trzeba słów....Jola W.
OdpowiedzUsuńciii
Usuń