Zrobiło się kulinarnie.
Znalazłam wczoraj przepis na Szybkie bułeczki pszenne na Szagon przez ogródek. Piekłam, pyszne.
Z rezerwą podchodzę do blogów kulinarnych, zamieszczanych tam przepisów i zapewnień, że przygotowanie zajmie tylko 5 minut, a efekt będzie piorunujący.
Ponieważ nie raz faktycznie ten piorunujący efekt zwalał mnie z nóg, a właściwie moje „szybkie i łatwe danie” prosto do kosza. A te "tylko 5 minut", zamieniało się w godzinną gonitwę po sklepach w poszukiwaniu niezbędnych produktów.
Tym razem zupełnie inaczej i o wiele prościej. A efekt absolutnie nienapompowany i nienapuszony, tylko taki pachnący, smaczny i prawdziwy. Mlaskające dzieciaki szczerze zadowolone, a rzecz banalna w swojej prostocie i z produktów, które to miewam w domu na stałe. Bo mąki ci u nas dostatek, a i drożdże lubiące warunki syberyjskie mogą wylegiwać się w zamrażarce, na którym to im się boku rzewnie podoba.
I wsio! Bo szczypta cukru, czy soli, albo 3 łyżki oleju, to nie jest żaden problem, no może z łyżką bo ta akurat zalega w zmywarce, ale wziąć, opłukać i problem znika. No i ciepła woda też się znajdzie, do studni lecieć nie muszę.
Pewnie powiecie, że nic w tym specjalnego, że od lat takie śniadaniowe dzieła pieczecie, ale i ja piekłam, tylko zawsze jakieś takie z zadęciem i udziwnione, bo zdrowe być muszą, więc mąka cudowna, ziarna przeróżne, a i najlepiej woda z Lichenia.
A zapominamy, że w prostocie siła.
Zesłany do sklepu Mżonek, dzwoni i pyta:
- Kochanie, to co miałem kupić?
- No jak to co?! Worek mąki pszennej, dziesięć paczek drożdży, kilo soli i cukru.
Smacznego!
No to spróbujemy tych bułeczek, jak zaczniemy jeść pieczywo!!! Ja osobiście też miałam w tym tygodniu randkę z kulinarnym blogiem Pieczarka Mysia i z głębokiego zadziwienia nie wychodzę od już trzech dni, bo upiekłam "biszkopt, który zawsze się udaje" na tort dla szwagra Kazika. Biszkopt jak biszkopt, składniki te same, ale po wyjęciu z pieca trzeba go zrzucić na podłogę z wysokości kolan, w tortownicy oczywiście. Ależ radocha! I co - nie opadał, równy jak z fabryki pudeł na kapelusze! Jeszcze nigdy takiego super biszkoptu nie upiekłam. Polecam!
OdpowiedzUsuńZ tym zrzucaniem już kiedyś próbowałam. No może nie z wysokości kolan i to był pewnie błąd, bo połowa opadła, a połowa nie.
UsuńWidocznie Mirabelka ma krzywą podłogę.
No i przyznam, że bułeczkę ugryzłam, bo inaczej język by mi chyba uciekł. Ale tylko jeden kęs i myślę, że to się nie liczy. :)
Pozdrawiam ciepło.
Zachęcona smacznym postem którego zapachu nie sposób nie poczuć at the moment wysyłam gońca po 5 nawet najmniejszych sztuk ...:0) ok?
OdpowiedzUsuńZatem życzę Wszystkim cudownie ciepłych i pachnących snów
Krysia_G
Krysiu pożarli! Ale będę jeszcze piekła, zostajesz przewidziana w rozdzielaniu bułeczek...musimy się teraz na grzane winko umówić..ferie pamiętasz?
Usuń;) buźka
Tak, pamiętam, nawet najmłodszych dziś u babci zostawiłam.
UsuńW domu pozostał najstarszy ale najmniej inwazyjny.
Zaczynamy tygodniowe odpoczywanie od tych których kochamy w życiu najbardziej.... :0)
O matko cały tydzień! bajka :)
UsuńDo pieczenia mam dwie lewe ręce. Potrafię spierniczyć nawet ciasto z paczki:)
OdpowiedzUsuńKiedyś, gdy nastką byłam, a mama wypieki czyniła, podanie przeze mnie nawet szklanki mąki skutkowało zakalcem...przemogłam się i teraz co piąte ciasto wychodzi, ale jak się udaje, to niebo w gębie do zapamiętania! Pozdrawiam :)
Usuń