Dorastający włącza pralkę, Najświętsza pakuje zmywarkę. Nie jestem sama.
Na obiad pierś z kurczaka rzucona razem z chińską mrożonką na patelnię, przyprawy do smaku. Ich smaku, bo mojego już nie ma.
Cały dzień zahaczam o łóżko i skradam się do pościeli. Wyrwana siłą i transportowana do Mendyków, a przecież gorączki nie mam.
Rzadko jest, ale ja to wiem, Mendyk nie, więc antybiotyk nie teraz, jak już rozłożę ramiona na amen.
– Mówiłam! - Leczenie objawowe.
W aptece nikt bez recepty nie sprzeda morfiny, więc Mendyk zaleca przeciwbólowe, emskie na odzyskanie głosu i Pseudoefedrynę. A ja już wiem, że jak coś jest pseudo, to znaczy, że nie jest naprawdę.
W futrynach wiatr, a ja mam dreszcze do szpiku kości. Wyrywam z pudełka setną chustkę jak siwy niechciany włos. Z głowy pęknięty balon. Metr za mną wloką się nogi uzbrojone w wełniane skarpety, a płuca szarpią się ze mną. Niepotrzebnie.
Biedna, obolała, ale twórcza! Nie ustawaj w staraniach by wyleżeć i nie dać się wypędzić z ciepłej przystani. Całuski!!!
OdpowiedzUsuńA wiesz, teraz jakby lżej i cieplej.
UsuńCmok :)
Biedulko, znam ten stan gdy nawet wełniane skarpety nie grzeją. Też niedawno byłam Jola - Zimna Nóżka...brrrrr . Ale wenę odzyskujesz, chyba zmartwychwstajesz ? Cieplutko pozdrawiam, ciepłych stópek życzę - Jola W.
OdpowiedzUsuńDziękuję Jolu. Buźka
UsuńMentalnie jestem z Tobą...:0)
OdpowiedzUsuńCałusy miodem płynące
Krysia_G
:*
Usuń