Skaczę na jednej nodze przeskakując to całe spalanie kalorii, a plany z rowerkiem odjechały i zasuwają wzdłuż Wisły pocąc się, albo same kręcą kółka po parku, bez mojego udziału. No i jak to jest? Chciałam odpocząć teraz leżę i tyję. Wrrrrr…
Pożeram dla poprawienia nastroju tylko stugramową słodko-gorzką czekoladę, a przybywają mi jakieś kolejne dwa kilogramy i panoszą się bezkarnie w moich biodrach, udach i fałdkach. Za to wiosna zadowolona, biega w tej swojej zwiewnej letniej sukience wkurzając mnie do imentu.
Z perspektywy okna, patrzę jak ironicznie śmieje się w głos, a ja owijam polarowym kocem nogę zupełnie zesztywniałą z zimna. Brrrrr…
I żeby była jasność! W obecnej sytuacji nie czekam na lato.
Już za nim nie tęsknię.
Mnie też nie najcieplej. Zasadziłam, przekopałam i wróciłam - nie jestem termiczną masochistką. Dzisiaj drugie podejście, może zostanę na noc.
OdpowiedzUsuńŚliweczko, odstaw czekoladę i zajmij się marchewką! Albo flipsami kukurydzianymi :)
Siedzę, marznę i ocieram łzy, które popłynęły mi pierwszy raz odkąd piszę. Dziękuję za twój komentarz, i to, co mi w nim napisałaś!
OdpowiedzUsuń