z cyklu fakty i kity

z cyklu fakty i kity
- Malkontentem trzeba się urodzić - powiedziała dumnie Mirabelka.

piątek, 25 maja 2018

Chłód o poranku.


Obudził Mirabelkę chłód.
Nadmienić trzeba, że to zjawisko przyrodnicze nie wydarza się nader często, gdyż przeważnie wybudzają ją piekielne moce uderzeń gorąca, w których to Mirabelka ostatnio pławi się jak śledz w oleju, tudzież inna panga smażona w głębokim tłuszczu. 
A więc powracając do chłodu. Czepialscy pewnie zauważyli, że zdanie nie może zaczynać się od "A więc", więc skoro powróciliśmy już do chłodu pozostańmy na tych wykolejonych torach grafomanii i z turkotem postarajmy się ruszyć do przodu. 

- No jak ruszyć do przodu, skoro wykolejone? – żachnęła się Mirabelka – i nie tory wykolejone, tylko jeśli już to pociąg – próbowała wtrącić swoje trzy grosze jakby miała mandat z profesury.

- A co to jest "mandat z profesury" do cholery? – wystrzelił narrator zawiązując sobie pętlę na szyję.

Odłóżmy te bezsensowne kłótnie na bok. Do brzegu! Jakby to najtrafniej określił Mżonek.

Powiało chłodem. Można by domniemać, że to Najmłodszy Pępek w rodzinie wietrzył lodówkę, sprawdzając, czy aby światło w tym nowoczesnym urządzeniu z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, nie powstaje z namnażania pleśni na wiejskim serku, ale nie, no właśnie - Nie! Ten niepokojący chłód wziął się i powstał po Mirabelkowej prawicy, czyli jakby pod kontem od prawej ściany sypialni, ale patrząc przez okno z balkonu. 

- No ale do brzegu! – chrząknęła Mirabelka – Ta twoja łódz tonie.

Nic bardziej mylnego. Opowieść toczy się o poranku, czyli jakieś dziesięć wdechów kukułki przed godziną ósmą. 
Tych co nie wiedzą jak wygląda zegar z kukułką, zapraszam do sąsiada piętro wyżej nad Mirabelką. Sąsiad, taki okaz posiada i jest możliwość, że za niewielką opłatą pokaże swoją kukułkę. Jakby to nie brzmiało, może to być całkiem  kulturalne doświadczenie. 

No dobra! Skąd wieje ten chłód mamy opanowane, gdyż powstał w wyniku braku Mżonka.

Mirabelka obudziła się więc w pustym małżeńskim łożu. 

Łożu! No właśnie…i żeby nie być drobiazgowym, ale również zadbać o doinformowanie gawiedzi, dodać należy, że owo łoże zeszłej nocy poległo pod naciskiem Mżonka. Jakież było uradowane mirabelkowe dziewczę, że nie pod jej powabem padł na ziemię materac. Jakiegoż wysiłku musiała się dopuścić, by zmienić banana na twarzy, w coś jakby nadgniłą cytrynę. Jakichże to słów musiała użyć, by wyrazić swą rozpacz z faktu rozsypania się domowego legowiska. 

- No i się zesrało! – takichże to słów użyła. 

Skwituję, bo mi się antenka w berecie już tak rozciągnęła, że o puencie zaraz nie będzie mowy.

Czyli co my tu mamy? 

Aha! Pobudka była, wyro ogarnięte, Mżonek w robocie.
Został Najmłodszy Pępek, no ale on wziął i wyszedł do szkoły, bo była już za dziesięć ósma. No i kto tam jeszcze został? No kot i pies, roztocza, ale to normalka jak u wszystkich, coś nadal mało.

Tak więc…

Przemarznięta do szpiku kości Mirabelka (to żeśmy już uzgodnili), zaczęła rozprostowywać zesztywniałe gnaty i doczołgała się biegiem w stronę kalendarza. 

A tam?! Zjawisko cudowne, jak nenufary na księżycu, jak trzydzieści kilo mniej na wadze, no marzenie, o którym strach marzyć.
Stoi jak wół data. Nie okalana żadnym kołem. Zero krzyżyków, wykrzykników, no nic. Cisza jak makiem zasiał. Żadnych słów w typie: badania, umówić wizytę, zastrzyk, onkolog, psychiatra, mocz, krew i łzy. Nic. Samoistna cyfra 25. 25 maja, żadnych zadań specjalnych! Mirabelka ze szczęścia oszalała. Poleciała czym prędzej do kuchni, zrobiła kawę, powróciła na łono salonu i rzuciła swe dupsko centralnie w fotel.   
I właśnie miała robić Nic, gdy zza ściany coś cicho warknęło. 

Skręt głowy w prawo. Wirus przeciąga się dostojnie na łóżku. Nazywajmy to jeszcze łóżkiem będzie o wiele prościej. 
Skręt głowy w lewo. Fijusiowi właśnie udało się wydostać spod fotela, gdyż wcześniej swoją zajebistością nicnierobienia przygniotła go Mirabelka. Wtem ponowne warknięcie, trzy chrząknięcia, jeden bąk, ale mocarz, bo firanki się rozhulały.

- Halo – wyszeptała Mirabelka spłoszona zaistniałą sytuacją – Halo! – teraz już jakby krzyknęła – Jest tam kto?

- No ja! – odpowiedziało Licho, a zaskrzypiał materac.
- A co ty robisz w domu? – przywitała Syna z przeterminowanym Peselem Mirabelka – Ty nie jesteś w robocie?

No i jesteśmy u brzegu, bo właśnie o tym Synu miała to być opowieść.

- A która to? – próbował zreflektować się Syn z Peselem
- No jak to która? Toż to już prawie południe – poruszyła czasem Mirabelka.

I zaczął się przypływ. Mirabelka wylała cały pakiet słownictwa w stylu: A ojciec już w robocie, Ty miałeś odstawić przyczepkę do Boguckiego, Miałeś z nim jechać, Oddać samochód koledze, i to wszystko na jednym wdechu.

- No ale przecież już wstaję - i wstał.
 
Wstał, zatoczył niewielkie koło, co mogło zaniepokoić Mirabelkę. Ale wstał. Była więc gotowa już tylko dać kopniaka na rozruch. Wtem na drodze do łazienki ich spojrzenia zetknęły się.  Mirabelki spojrzenie prawdopodobnie wydało z siebie masę żali, gdyż usłyszała odpowiedz na niezadawane przez siebie pytanie.

- Ale Mamo, ja mam przecież dwadzieścia lat – rzekł Syn z przeterminowanym Peselem co jeszcze wczoraj nosił rajstopy i pieluchę z mniejszą, bądź większą zawartością.

- Jak to? To można mieć dwadzieścia lat? Umówić się z koleżankami na browar, wrócić o czwartej nad ranem i zapomnieć, że się miało na rano ogrom zadań? – załkała w głębi Mirabelka. 

A nad jej głową roztoczył się wachlarz wspomnieć. A moralizatorski ton ukrył się za marchewką z groszkiem, uroczym barwnym pawiem, powstałym w wyniku przedawkowania wina, bo tańszego zabrakło w sklepie.

- Ech! – westchnęła Mirabelka.

Ale, gdy znów poczuła w ustach smak tamtego wina sprzed lat, zadrżała i nie było to drżenie z zimna. Wzięła więc bez słowa kluczyki od auta do ręki, Syna z przeterminowanym Peselem co wczoraj nosił rajstopy i pieluchę pod rękę i wyruszyła okiełznywać świat ciągnąc za sobą przyczepkę.

2 komentarze:

  1. Nooo, nareszcie!
    Jak ja lubię, jak piszesz!
    Boszzzz, już dwadzieścia?! Jakże to? Przez te dzieci to nigdy, przenigdy się nie da odpocząć. Jak już człowiek zamiaruje,to mu wnuki przyprowadzą. (Tfu!, nie?)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki kochana. Co do bycia babcią to chętnie jeszcze poczekam. Przecież sama wyroslam z pieluch jakby wczoraj :)

    OdpowiedzUsuń

Tu byłem - Zenek
(Twój komentarz może wyglądać i tak, ale jeśli nie będzie podpisany, to jak to mamusia mówiła: Z obcymi się nie rozmawia!)