(zapomniałam o dłoniach)
przed intruzami nawet pień staje się oporny
Uciekaliśmy przed gwiazdami naciągając gałęzie na wstyd.
Szaber był w modzie. Robiliśmy to ciągle. Jedynie nocą
podciągałam podkolanówki na kolana(ch), chowałam ślady.
Spod koszuli wyrywało werblem, gdy myślałam o ciszy
czas utykał pomiędzy. Już nie zakasam rękawów nad łokcie,
teraz kocham się w spinkach od mankietów, przepycham
wbrew woli. Nic nie zyskam gdy wrócisz, nic nie stracę
gdy odejdziesz. Przełożę jedynie jutrzejszy spacer na wczoraj,
jak się odnajdę. Potem znów zabłądzę w tym miejscu,
rozgrzeszę mirabelkę z cienia, to wcale nie jest takie trudne.
Matko, ale dostałam po głowie, teraz musze pomyśleć, albo raczej POMYŚLEĆ...tak będzie lepiej. Piszesz jak Zorka, tyle domyślności sie pojawia. Muszę sie tego zauczyć, daj mi szansę. Dlaczego nikogo u Ciebie nie ma, potrzebujesz ich, krzyczysz!!! Ja zostaję, żeby pomóc- buźka-Jola W.
OdpowiedzUsuńCzasem wystarczy, że ktoś słucha, nic nie musisz tu mówić. We mnie są słowa, one nie potrzebują pomocy.
UsuńNie chcę już uciekać w siebie. Zorka ostatnio tak uciekła. Ja próbuję się z tego wyplątać.
Buźka, moja Jolu dociekliwa :)