z cyklu fakty i kity

z cyklu fakty i kity
- Malkontentem trzeba się urodzić - powiedziała dumnie Mirabelka.

czwartek, 17 stycznia 2013

Nie wszystkie opowiadania kończą się kropką.

(Galwanizując stare wybryki na kanwie piórkiem bez węgla.)


Dzień łamał się z nocą. Za ścianą rozkołysane nastolatki sprawdzały wytrzymałość naciągu zbrojenia ścian, organizując festiwal muzyki z CD chromu. Wszelkie odgłosy ulatujące przez rozpostarte skrzydła okien, nabierały miana techno-story. Bądź co bądź, nawet niezła akustyka.
Skoro na działania w świetle dziennym z premedytacją brakowało czasu, nie zważając na aktywność nocy, wykorzystywałam przewagę sił i spędzałam godziny na bezkresnym wpatrywaniu się w białą połać papieru. Jeszcze tylko nasłuchiwanie tupania zegara graniczyło z cudem, ale jednak podejmowałam cichą próbę zaduszenia rękami czerwonej kredki. To taki chytry plan stworzenia czegoś wyjątkowego, nieokiełznanego w swojej fakturze. Zabójcza kombinacja barw, zawsze wzbudzała we mnie natchnienie do wymiocin. W przyspieszonym tempie malowałam tysiące nieposkromionych mi znaków, a jedynie wycierający się grafit oznajmiał mi o niewielkiej dysfunkcji kolorów. Nawet jeśli spod palców uciekał mi grunt, to w gruncie rzeczy w ofensywie zostawał już tylko papier.

W rocznicę owych dramatycznych wydarzeń, składam ofiarę z kozła w podzięce, że dzień się ziścił. Przy pomocy śpiących palców, na papierze powstała istna wieża Babel. Jeszcze chwyta mnie za serce stalową pięścią.
Teraz na wspomnienie owych chwil, wyczuwam narastającą presję i znów przechodzę do natarcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tu byłem - Zenek
(Twój komentarz może wyglądać i tak, ale jeśli nie będzie podpisany, to jak to mamusia mówiła: Z obcymi się nie rozmawia!)