z cyklu fakty i kity

z cyklu fakty i kity
- Malkontentem trzeba się urodzić - powiedziała dumnie Mirabelka.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Spływajcie!

- Spływajcie! – krzyknął koordynator biura Kajak-Travel*, rzucając cztery dwuosobowe kajaki na głęboką wodę, a kapoki i wiosła na brzeg – Zobaczymy się na mecie – dodał i sam rozpłynął się jak kamfora.

Dwa pierwsze kajaki zdobyły swoich pasażerów w pięć minut i zniknęły za pierwszym zakrętem rzeki. Dwa następne ładowane były przez Państwo MM plecakami z prowiantem, piciem, ubraniem na zmianę, ręcznikami, kołem dmuchanym w rybki, raczki i muszelki, przez kolejnych piętnaście minut w porywach do godziny. Potem należało jedynie wsiąść i spłynąć malowniczo z prądem.

- Młodszy płynie ze mną, a Ciebie weźmie Dorastający – oznajmił Mżonek obejmując samozwańcze dowództwo.

- No, chyba ja wezmę pod skrzydło Dorastającego – obruszyła się Mirabelka nie chcąc oddać korony w ręce małolata.

- Siadasz z przodu i nie gadaj! - wydał dyspozycję Mżonek - Jak wymiękniesz po godzinie, to wywalisz nogi na dziób, tak Ci będzie kochanie wygodniej - przeszedł płynnie w opiekuńczą nutę, co by nie drażnić Mirabelki.

A, że argument „wygodniej” jest dla Mirabelki jak miękka podusia pod tyłek, zgodziła się bez walki.

- Tylko jak my mamę upchniemy do kajaka? – zbyt głośno i dosadnie zadał pytanie Dorastającemu Mżonek.

- Jakoś się upchnie – odpowiedział Dorastający nie zważając na uczucia matki, która zaczęła nabierać na twarzy oznak poparzenia słonecznego.

- Dam sobie radę sama – oznajmiła naburmuszona Mirabelka i podpierając się wiosłem ruszyła dziarsko w stronę kajaka.

Przytrzymując się burty, najpierw umościła sobie gniazdko z kapoka, potem przysiadła na krawędzi, a kajak trzeszcząc zaskowyczał cichutko. Młodszy, który z podniecenia cały czas dziąsłował, zamilkł na chwilę przerażony, gdyż dopadła go wizja końcowego etapu tejże wycieczki. Reszta obserwatorów zaskandowała – Dasz radę! I Mirabelka wskoczyła do kajaka jak sarna, ale opadła jak tur, uszczelniając cały kokpit zadem. Kajak na chwilę zanurzył się, ale szybko odbił się od dna i wynurzył na powierzchnię nie nabierając wody.

- Szybko wsiadaj! – krzyknął Mżonek do Dorastającego, gdy zauważył, że rufa niebezpiecznie wystrzeliła ku górze jak Katiusza gotowa do strzału, a może bał się, że złamie się w pół jak Titanic? – Dorzuci się plecaki do tyłu i powinno być dobrze – taktownie dodał.

Po ustabilizowaniu kajaka Mżonek zepchnął ich na głęboką wodę*. A sam wziął rozbieg i wskoczył do swojego kajaka, w którym siedział Młodszy od kilku minut czesząc wiosłem powietrze i wodę.

I spłynęli z prądem krętej rzeki, robiąc sobie przystanki na rozprostowywanie kości, zmycie potu z czoła, wystudzenie rozgrzanych mięśni, polowanie na raki, karmienie kaczek i inne igraszki w kojącej wodzie, by po siedmiu godzinach dotrzeć do mety.

Był pot, gorąca krew, ale nie było łez. No, pięknie było.


*Kajak-Travel - nazwa firmy wymyślona na potrzeby bloga
**głęboka woda - średnia głębokość rzeki Liwiec, obecnie ok. 0,5m






19 komentarzy:

  1. Biedny kajak! Ile to sie musi taki nameczyc, zanim trafi na zlomowisko!
    Ciekawi mnie, JAK Ty sie tam umoscilas. Gdyby orzecznik to widzial, juz jutro skonczyloby Ci sie zwolnienie. Hmmm, tryskam jadem, bo poniedzialek. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, gdyby to widział, dałby mi na kolejne pół roku ;)

      Jestem naładowana pozytywnie, Twój jad mi dzisiaj nie straszny ;P

      Usuń
  2. Hmm, wspomnienia wróciły... Z 15 lat temu płynęliśmy z naszym chłopcami. Był upał, żar nieba, trasa z 20 km, gzy, pot i łzy... Nurt był tak silny, że trzeba było wiosłować bez chwili przerwy, bo inaczej lądowało się natychmiast w trzcinach. Koszmarnie to wspominam, choc już z łezką sentymentu. :)
    Wspaniale napisałaś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też wybraliśmy dość płytką i spokojną rzekę. Były momenty, ekstremalne-to tekst z przekąsem Dorastającego , po których lądowaliśmy na zwalonym drzewie i trzeba było namachać się troszkę łapkami, żeby móc popłynąć dalej, albo było tak wąsko, że pomiędzy zatopionymi drzewami mieścił się tylko kajak i trzeba było wcelować pomiędzy, ale to tylko smaczki tej całej wycieczki. :)

      Usuń
  3. Kuba powiada,że fanie spędziliście ten dzień - a ja się pod tym podpisuję :D
    Pozdrawiamy słonecznie KG+4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. errata: fanie- fajnie

      Usuń
    2. Pozdrowienia dla Was, a w szczególności dla Kuby :) To był cudownie męczący dzień :D Oby takich więcej. :)

      Usuń
  4. Uwielbiam spływy i to właśnie te płytkimi rzekami, najlepiej przez las. Czarną Hańczą chociażby.
    Super!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. ...kiedy moja waga sięgała 150 kg też pływałem kajakiem i jakoś nie zatonął więc u Ciebie nie mogło być tak źle. A mąż chrumek jeden mógłby żonce nie dokładać kg...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam, nie czepiaj się szczegółów ;))) Powiedziałabym, że nawet piórko rzucone z dużej wysokości i z impetem może nabrać na wadze, ale to chyba nie jest dobry przykład ;)
      Mirabelka będzie jednak lepszym. ;))

      A że widzi wszystko troszkę w krzywym zwierciadle, a właściwie chyba przez szkło powiększające to nie powinno nikogo dziwić. Takie już są malkontentki.
      A Mżonek nie do wagi się czepiał, tylko do mojej obecnej formy skulawacenia. ;P

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. podziwiam :)) za chiny ludowe nie wsiądę do kajaka, nawet jeżeli głębokość wody będzie miała 30 cm :) i co były na obiad raczki ? :)
    ja też się jeżę, kiedy ktoś mi mówi, że nie daję rady, wolę udawać księżniczkę, której się po prostu nie chce i nie musi, a nie że nie może phiii ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale fajnie było.
      Na obiad suchy prowiant, no chyba, że akurat komuś się namoczył ;)
      Raczka my oszczędzili, śliczny był i jeszcze młody, mało żarcia z niego ;)))
      Nikt by się nie nabrał, jakbym udawała księżniczkę, prędzej na leniwą chłopkę by się nabrali, ;P

      Usuń
  8. Widzę, że pięknie spędzasz czas! Wpadłam na chwilę, między załadunkiem i rozładunkiem entej pralki, troszkę tylko poczytałam stęskniona. Poczytałam jak zwykle z przyjemnością! Uściski sierpniowe - na wsi nie mam prawie netu, a w domu przepierką jestem tylko i jutro o świcie: ahoj przygodo! Dokąd, ach, dokąd? Jak zwykle do ulubionej krainy mego męża - Krasnoludkowa. Będę ponownie odwiedzała krewnych naszego Hansa i Helmuta. Powoli zaczynam wiedzieć, co czuł młody Adolf po przebudzeniu. Dobry Jezu, przestaw nam GPSa! Grüß_Gott‎!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tęskniłam :)
      Odpoczynek Ci się przyda, nie wiem tylko czemu z GPeSem chcesz walczyć? Pięknie tam przecież.

      Czy teraz jakaś Helga czy Inga obok Hansa i Helmutka stanie? :)

      Serdecznie i Ciepło :*

      Usuń

Tu byłem - Zenek
(Twój komentarz może wyglądać i tak, ale jeśli nie będzie podpisany, to jak to mamusia mówiła: Z obcymi się nie rozmawia!)