Czemu Wirus? Bo kiedyś chciał znaleźć swego żywiciela, a potem przeniósł się drogą kropelkową, najpierw z oczu, potem prosto do serca.
Może dla niektórych to tylko opowiadanie o oczach. Tylko czy one były jakieś specjalne?
Przecież wystarczyło zajrzeć w te oczy głęboko i przez chwilę tak popatrzeć.
Nie, nie było tam niczego wyjątkowego. Niczego, poza tym szczególnym spokojem i dojrzałą mądrością, która nie wymaga słów. Jednak mieć przy sobie taką głębię, wtedy zawsze można spojrzeć, zatrzymać się w biegu i przypomnieć co jest ważne.
Ale prawdą jest, że w tej wielkiej, załzawionej czerni od dłuższego czasu mieszkał strach i tęsknota.
W pierwszych dniach można było przeczytać w nich jakąś chorobę szukania. Nie wyostrzały się na niczym, ani na nikim konkretnie. One szukały, szukały, szukały, bez ustanku. Przecież w tych oczach mogła jak w lustrze odbijać się bezgraniczna miłość. I można było odwzajemnić tą miłość, tylko nie kopniakiem, nie razem, ale zwyczajną ludzką czułością.
A może to opowiadanie o małym psie w wielkim mieście, który miał mieć pełną rodzinę kochających go ludzi. Miał być bezpieczny, szczęśliwy, kochany. Dobry Pan Bóg nie wytłumaczył, które serca miał na myśli i coś stanęło na przeszkodzie. Może zwyczajne ludzkie decyzje. Więc został wystawionym na ulicę jak niepotrzebna rzecz. Przeraźliwie chudy, bo jedynie skóra trzymała się kości jak życia, a uszy z czasem i tak oklapły zrezygnowane.
Czy współczucie ostygło w ludzkich sercach na dobre? I czy ta blizna na szyi mówi, że ktoś chciał go do siebie przywiązać? Przecież nie znalazł się tu, żeby tylko być i być, i nic więcej.
Znalazł się jednak psi Anioł i to z dobrymi koneksjami. Więc pobiegł za nim parę ładnych kilometrów, jeszcze wtedy nie wiedząc, że biegnie drogą do domu.
Teraz, gdy kładzie głowę na moich kolanach, nadal mam jakiś przenikliwy skurcz w sercu.
W końcu wniósł do naszego domu kolejną porcję radości i teraz kropla po kropli wlewa się w życie. Jeszcze tylko na spacerach odszczekuje wroga. Ale przyjdzie jeszcze taki czas na ciszę.
A wiesz że mamy labladora znajdka, którego ktoś prawdopodobnie " wypuścił" i po wielu przygodach znalazł u nas dom. Kochana morda i obszczekuje tylko
OdpowiedzUsuńnielubianych rywali ( facet). Ja jestem " ta od michy" , więc jako facet kocha mnie bezgranicznie.Jest u nas już 6 lat i już nie pamiętam, jak to było bez niego.On nauczył mnie
( po śmierci męża)znowu chodzić do lasu na długie spacery. Zawdzięczam mu spokój w sercu-Jola W.
Pięknie powiedziane. :)
UsuńA labradorek ma wiele jak widzę z mojego Wirusa.
Serdeczności