Mżonek obiecał Młodszemu wypad na rower po robocie. Godzinę przed czasem Młody wkładał buty i zdejmował na przemian, na moją prośbę walki z cierpliwością odmierzał długość sznurówek. Pojechali i przywieźli mi kebaba. Nie powiem, pożarłam z przyjemnością, ale czy to miał być zamiennik?
Odgruzowany balkon z wszelakiej maści malowideł zachęcał jedynie do południa, potem w takt wiatru bujało się pranie, dla mnie zabrakło już miejsca. Przestrzeń wymyka się z moich rąk. Nie mam wątpliwości, że gdzieś poza moją izolatką są spacery, rowery, gejzery (a gejzery bo rym mi się rozjeżdżał czyż to nie szczegół).
Mżonek wspomniał któregoś dnia o rajdzie wózkiem po parku, ale Młodszy chce powtórzyć wyprawę, w końcu był pierwszy, a zima długa.
Coś mi się wydaje, że nie dorównam kroku.
Najgorzej wyłączonym być jak słonko, a dobry kebab nie jest zły;)
OdpowiedzUsuńA ten taki prawdziwy nie tam żadna podróba. M.
UsuńOj , biedactwo Ty moje. Pozostaje Ci tylko chyba otworzyć okno i posłuchać śpiewu ptaków ...no chyba że facet od ścigacz znowu zajedzie ? Uściski serdeczne - Jola W.
OdpowiedzUsuń