Z dniem wczorajszym Państwo MM wybrali się do kolejnej placówki, tym razem specjalizującej się jedynie w połamańcach, celem złożenia przyjacielskiej wizyty kolejnemu doktorkowi.
Mżonek doszedł do wniosku, że pięć tygodni dobijania się wszędzie na legalu to wystarczająca porcja czasu, szczególnie, że pięcioletnia perspektywa zamknięcia Mirabelki w stabilizatorze naruszała i jego wolność osobistą, jak i częściowo pogłębiła jego już pustą kieszeń.
Kalendarzyk Doktorka zapisany po margines, trzeba więc było rozpocząć działania z podziemia, dokopując się do kwestii szeroko pojętej zabawy w pomidora. I tak więc, telefon do znajomego pociągnął za sobą telefon do znajomej, ta po rozmowie ze znajomym znajomego znalazła znajomą recepcjonistkę w owej placówce, ona zaś dogrzebała się luki w kalendarzyku doktorskim i Mirabelkę na wizytę umówiła.
Minęli sto osób w poczekalni i kolejnej setce na korytarzu podeptali po piętach. O umówionej godzinie, przez znajomą znajomych znajomego ...pomidor, dotarli pod nową melinę. Wbili się już przy drugim puknięciu, by po chwili oddać do dyspozycji mirabelkowy filmik poglądowy i rzucić na stół kilka zdjęć okolicznościowych.
Na ten żałosny widok zasępił się doktor, a podkrążone oczy cofnęły się jeszcze kilka centymetrów w głąb czaszki. Gdy poderwał swój kitel z krzesła, stanął przy Mirabelce na równe nogi (jak się ma takie zaplecze to widocznie niektórym jest ta możliwość dana za friko). Następnie rozpoczęły się znane już Mirabelce ćwiczenia gimnastyczne z oporną od kilku tygodni kończyną.
Doktor cisnął, ona stawiała opór, trwało to z pół godziny, po czym doktorek wrócił na miejsce i ku zdziwieniu Mżonka i Mirabelki sięgnął po telefon.
Mżonek pomyślał, że człowiek w kitlu zostawił zupę pomidorową na gazie i próbując ratować swój dobytek od pożaru, wydzwania teraz po sąsiadach. Mirabelka niczego nie podejrzewając zaczęła okręcać wygimnastykowaną już nogę w ortezę.
- Słuchaj, jak będziesz miał ręce wolne, zejdź do mnie do gabinetu – zwrócił się widocznie do kogoś przy garach Doktorek i odłożył słuchawkę. - Proszę Pani, dzwoniłem właśnie do kolegi – i wtedy wersja z zupą Mżonka wykipiała - jeśli znajdzie się dziś wolny anestezjolog, to przyjmę Panią na oddział i wieczorem machniemy to kolanko.
- Słucham…? – Mirabelka chwilowo ogłuchła z nadmiaru docierających do niej informacji.
- Idźcie teraz na spacer, zostawcie telefon, jak będę już coś wiedział, zadzwonię – nie przejmując się głuchotą Mirabelki oznajmił doktorek, i powrócił do swojej najczęściej wypowiadanej kwestii – Następny proszę!
Bez słowa minęli przerzedzony już z lekka tłumek pacjentów i skierowali się ku słońcu.
- Uszczypnij mnie! – odezwała się wreszcie do Mżonka.
Po godzinie smażenia się w słońcu, zadzwonił telefon i Doktorek zaprosił MM do gabinetu. Okazało się, że natłok połamańców uwięził anestezjologa na dobre. Następny interesujący zainteresowanych termin - 27 maja, ale że Mirabelka w tym okresie może być bardziej niedyspozycyjna niż zwykle, umówili się wstępnie na 3-go czerwca. Za tydzień mają potwierdzić termin.
Właściwie to jakby za chwilę.
Wreszcie jakas dobra wiadomosc!! :) 3 czerwca to juz naprawe blisko. A poza tym szczesliwi (a mysle, ze po takich informacjach, do nich nalezysz) czasu nie licza. ;) Trzymam kciuki i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo nie potańczysz na Dzień Dziecka, ale już na Świętego Jana możesz skakać przez ogień! Ani mi się waż - na marginesie dodam. Pozytywne myślenie wyczuwam! Pracuj. Gdybyś była pilna, anestezjolog nudziłby się czkając na telefon pana doktora od pomidorowej. Ja to WIEM!!! Całusy.
OdpowiedzUsuńOczekiwanie z widoczną perspektywą poskładania mnie wreszcie do kupy, to już zwykły pryszcz! :)
OdpowiedzUsuńAż chce mi się jechać na działkę, nawet gdyby Mżonek miał przyczepić mój wózek do zderzaka jadę. Będę sobie siedzieć i dyrygować spóźnionymi porządkowymi pracami jak gównodowodząca.
Upiję się wiatrem i słońcem, bo będzie musiało wystarczyć na kolejne dwa-trzy miesiące po operacji, ale przecież jest co świętować.
Całuję gorąco, moją grupę wsparcia. BUZIAKI :*
Trzymam kciuki życząc powodzenia :)
OdpowiedzUsuńNO to szczęście w nieszczęściu , doszło wreszcie do konfrontacji z życzliwych fachowcem . To chyba pierwszy który Cię nie zbył ?
OdpowiedzUsuńMirabell , trzymaj się - ściskam - Jola W.
Wy trzymajcie, a ja się będę trzymać.
OdpowiedzUsuńDzięki. Pozdrawiam :)