- Co to było?
- Ale, że co?
- No, to tam.
- Salwa.
- Jak to salwa?
- Dzień Niepodległości przecież.
- Ale to było chyba u chłopaków za drzwiami.
- Aaaa to! To bigos!
Mirabelka mogłaby się śmiać, ale smród to smród, więc nie ma ochoty rzygać tęczą!
Boszszsz... Grochowka chyba na salwy skuteczniejsza.
OdpowiedzUsuńi tak można gromko uczcić dzień niepodległości :))
OdpowiedzUsuńwejdź do mnie na bloga, bo coś pokręciłam wczoraj z Liebster Blog i dzisiaj naprawiłam :D
...a później dziwić się, że rozróby jak ludzie okadzeni wychodzą...
OdpowiedzUsuńJakieś straty w ludziach? Sprzętach?
OdpowiedzUsuńTe salwy to po grzybkach w bigosie- wietrzą chłopcy bebechy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
No to Twoje chłopaki święto narodowe uczciły GODNIE - mniej szkód niż na ulicach stolicy .
OdpowiedzUsuńDobrze, że chociaż okna można rozszczelnić:-)
OdpowiedzUsuńprzypalony bigos... uuu
OdpowiedzUsuń